Dragon Ball AZ logo by Gemi

Dark Kaioshin Saga

Część pierwsza: Umierające Gwiazdy

Wstęp
001 | 002 | 003 | 004 | 005 | 006 | 007 | 008 | 009 | 010 | 011 | 012 | 013 | 014 | 015 | 016 | 017 | 018 | 019 | 020 | 021 | 022 | 023

Rozdział II - Tajemnica mocy


  Do dwudziestego dziewiątego Tenkaichi Budokai pozostały już zaledwie dwa miesiące. Vegeta chodził po całym Capsule Corp tak wściekły, że reszta domowników przemykała tylko z pomieszczenia do pomieszczenia na palcach, nie chcąc przypadkowo narazić się na gniew księcia. Ostatnio Vegeta był tak zdenerwowany gdy przed rokiem Bra zniknęła razem z nowym wehikułem czasu Bulmy i powróciła po miesiącu, jako zdziczała piętnastolatka, opowiadając o czasie spędzonym wśród prehistorycznych dinozaurów.
  Teraz jednak książę był zły z zupełnie innego powodu. Właśnie dowiedział się, że Uubu już zgłosił się do turnieju. Vegeta sam nie wiedział czy bardziej rozwścieczyłoby go to, że Goku nie weźmie udziału w zawodach, czy raczej to, że weźmie. Książę wiedział, że nie wygrałby z Kakarotto nawet na tym samym poziomie SSJ, ale dodatkowo Goku dysponował czymś, co dawało mu ogromną przewagę - możliwością przemiany w Super-Saiyana trzeciego stopnia. Vegeta już od ponad dwunastu lat próbował osiągnąć SSJ3, jak na razie bezskutecznie. Książę wrzasnął w duchu (tylko w duchu - wściekłość wściekłością, ale Bulmie nie chciał się narażać). Musiała być jakaś odpowiedź na to, dlaczego Kakarotto stał się tak potężny, przecież przy urodzeniu dysponował żałosnym poziomem mocy. Dwie jednostki, śmiechu warte. Vegeta, dla porównania, miał poziom mocy równy 338 w dniu narodzin. Goku miał może większy talent - zgoda, ale Vegeta trenował dużo ciężej, a i tak zawsze zostawał w tyle. Co takiego się wydarzyło, że teraz to syn Bardocka był dużo silniejszy?
  - Bulmaaaa! - wydarł się Vegeta.
  - Czego chcesz? - Bulma była w pokoju obok.
  - Muszę z tobą pogadać.
  - Dobrze się czujesz? Aha, już wiem, popsuła ci się maszyna w sali grawitacyjnej? Mówiłam, że przesadzasz z tymi treningami...
  - To nie to, chcę zwyczajnie porozmawiać. Czy to takie dziwne?
  - A żebyś wiedział.
  - Nie rób sobie żartów, tylko chodź tutaj. Chcę, żebyś mi opowiedziała o Ka... Goku.
  - Oszalałeś. - Było to stwierdzenie, nie pytanie.
  - Opowiedz mi o nim.
  - Co mam ci o nim powiedzieć?
  - Wszystko, od początku. Kiedy go poznałaś?
  - Kiedy? To było wtedy, kiedy pierwszy raz wyruszyłam na poszukiwanie Smoczych Kul. - Bulma zachichotała - Miałam wtedy 16 lat i chciałam poprosić Shenlonga o chłopaka dla siebie...

  - ...i wtedy Ulong poprosił Shenlonga o damskie majteczki...

  - ...i wtedy Goku zmienił się w wielką małpę, niszcząc główny budynek Tenkaichi Budokai...

  - ...i wtedy okazało się, że Goku sam pokonał Armię Czerwonej Wstęgi...

  - ...nadszedł czas finału, Goku walczył przeciwko Tenshinhanowi...

  - ...Goku ruszył za demonem, który zabił Kuririna, ale z tego co wiem przegrał. Myśleliśmy nawet, że nie żyje. Dopiero kilka dni później pojawił się znowu i pokonał Piccolo Daimao...
  Vegeta, który od dłuższej chwili (ze trzy godzinki Bulma już opowiadała) nie kontaktował, nagle poderwał się z kanapy.
  - Możesz to powtórzyć?
  - Co? Goku przegrał, ale później wrócił i poko...
  - Tak, słyszałem, ale gdzie był przez te kilka dni?
  Bulma zamyśliła się.
  - W sumie to nie wiem.
  - Co? Musisz to wiedzieć!!! To bardzo ważne.
  - Po prostu nie wiem! Nie było mnie wtedy z nim.
  - A kto był?
  - O ile się nie mylę, to... Yajirobee.
  - Kto? - Vegeta na pewno słyszał już to imię, ale gdzie?
  - Nie pamiętasz go? Odciął ci ogon.
  - A, ten... - "Moja największa życiowa porażka" pomyślał Vegeta. - A gdzie on jest?
  - Siedzi pewnie na wieży Karina.
  - Karin to ten kot u którego Goku trenował przed walką z Armią Czerwonej Wstęgi?
  - Naprawdę mnie słuchałeś! Jestem pod wrażeniem.
  - Jego wieża jest pod pałacem Dende'go, tak? To ja lecę, nie czekaj na mnie z kolacją.
  - Co? Stóóóój! Dokąd? - krzyknęła za nim Bulma.
  Vegeta jednak już jej nie słyszał. W mgnieniu oka znalazł się na zewnątrz i odleciał w kierunku pałacu Dendego.

  Kilka chwil później Vegeta wylądował na wieży Karina. Wielokrotnie słyszał o tym miejscu, ale sam był tu pierwszy raz. Było tu bardzo dużo różnych dzbanów, ale Vegeta inteligentnie trzymał się od nich z daleka. Bez trudu odnalazł Karina i Yajirobee grających w karty (na których wszystkie figury były podobiznami Mr Satana, także królowe).
  - Vegeta? Co ty tu robisz? - zapytał Karin, przyglądając się księciu spod przymrużonych oczu.
  - Znasz mnie? Świetnie, to mi oszczędzi tłumaczenia. Mam sprawę do Yajirobee.
  - D... do mnie? - wyjąkał Yajirobee. Przez myśl przeszedł mu pewien ogon sprzed wielu lat.
  - Tak. Mam do ciebie pytanie.
  - Pytanie?
  - Tak. Przypomnij sobie czasy walki z Piccolo Daimao.
  - Aha.
  - Podobno byłeś z Goku, kiedy wszyscy myśleli, że zginął.
  - Aha.
  - Czyli wiesz, co wtedy robił i jak udało mu się wzmocnić, żeby pokonać tego Piccolo?
  - Aha.
  - Więc przestań "ahować" jak idiota i mów co zrobił!!!
  - Z tego co pamiętam przywiozłem go tutaj...
  - Tak?
  - Tu dostał senzu i... Aha! Napił się Świętej Wody!
  - Jakiej wody?
  Do rozmowy wtrącił się Karin.
  - Goku napił się Świętej Wody, żeby pokonać Piccolo Daimao.
  - Co to za woda?
  - Śmiertelna trucizna dla każdego, kto nie jest godny się jej napić - wyjaśnił Karin - ale prawdziwy wojownik który jej skosztuje stanie się o wiele silniejszy.
  - Dobra, dobra. - Vegeta uciął zbędne gadki. - Gdzie ta woda?
  - Zgaduję, że chcesz się jej napić?
  - Nie. Umyć włosy. OCZYWIŚCIE ŻE CHCĘ SIĘ JEJ NAPIĆ TY WYLINIAŁY KOCIE!!! - Książę w irytacji uwolnił aurę, co lekko naruszyło konstrukcję wieży Karina.
  - Rozumiem. Skoro chcesz, nie będę cię powstrzymywał, musisz jednak wiedzieć, że poza Goku, wszyscy którzy się jej napili, umierali.
  - Jeśli on przeżył, to ja też przeżyję... - Nagle jednak Vegetę dopadły wątpliwości. - A jakby co, to mnie wskrzeście Smoczymi Kulami.
  - Chciałbym cię też ostrzec, że ta woda jest przeznaczona dla ludzi o czystym sercu i nie wiadomo jak na ciebie podziała.
  - Przestań chrzanić i dawaj ją.
  - Aha, ostatnia rzecz, żeby napić się tej wody musisz ją najpierw zdobyć...
  Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Vegeta uniósł brew w pytającym geście.
  - ...Z drugiej strony równie dobrze mogę ci ją dać od razu.
  Wkrótce potem Vegeta trzymał w dłoni flakonik ze Świętą Wodą.
  "Teraz się przekonamy, czy to dzięki temu jesteś taki mocny, Kakarotto." - Vegeta wychylił zawartość fiolki.
  Ból rzucił księcia Saiyanów na kolana. Nigdy nie spodziewałby się czegoś tak palącego wnętrzności. Vegeta czuł, jakby coś go rozrywało od środka - zupełnie jak podczas przemiany w Majin Vegetę ponad dwanaście lat wcześniej, ale tym razem było gorzej. Przeszedł w SSJ, co jednak w żadnym wypadku nie złagodziło bólu, wręcz przeciwnie. Z bólu i wściekłości Vegeta przestał panować nad swoją ki, niszcząc spory fragment wieży Karina. Kocur i Yajirobee na szczęście zdołali uciec na drugi koniec konstrukcji. Vegeta zaczął krzyczeć.

  - Dende, czujesz tę moc? - zapytał Piccolo. - Niesamowita ki, czy to Goku?
  - Chyba nie - odpowiedział Dende. - Ale to gdzieś blisko.
  - Polecę sprawdzić. - Piccolo opuścił pałac Dende'go i po chwili dotarł do częściowo zniszczonej wieży Karina. Vegeta właśnie pozbierał się na nogi. Był spocony i ciężko dyszał, na czole pulsowała mu żyła.
  - Co tu się stało? - zapytał podejrzliwie Nameczanin, patrząc na uszkodzenia i przestraszonych Yajiego i Karina. - Czy on was terroryzuje? - wskazał palcem księcia.
  Vegeta spojrzał na niego spod oka.
  - Nigdy nie rozumiałem poczucia humoru Nameczan... - powiedział spokojnie, odzyskując już równowagę fizyczną i psychiczną. - Słuchaj no, masz może zamiar wziąć udział w turnieju?

Koniec rozdziału drugiego.

Kto jest kim na 29-tym Tenkaichi Budokai?


-> Wstęp <- | Rozdział I <- | -> Rozdział III

Autor: Vodnique




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.