
Dark Kaioshin Saga
Część druga: Wróg
WstępCzęść pierwsza: Umierające Gwiazdy
024 | 025 | 026 | 027 | 028 | 029 | 030 | 031 | 032 | 033 | 034 | 035 | 036 | 037 | 038 | 039 | 040 | 041 | 042 | 043 | 044 | 045 | 046 | 047 | 048 | 049 | 050 | 051 | 052 | 053
Rozdział XXIV - Wyzwanie
Vegetto bezsilnie obserwował jak Edge koncentruje potężny ładunek ki w rękach. Olbrzym uniósł się w powietrze i przygotował do wystrzelenia energii w stronę planety.
- Byłeś żałosny! - krzyknął. - Nie dałeś rady obronić swej planety! Pokonaliśmy cię! - rzucił potężnym pociskiem w kierunku powierzchni Ziemi, planeta nie miała szans tego przetrwać. - Słyszysz!? - krzyknął jeszcze do Saiyana. - Zawiodłeś, Vegetto!
- Vegetto!
- Vegetto, słyszysz mnie? - głos dochodził do będącego efektem fuzji Saiyana jakby z oddali. - Obudź się!
Vegetto otworzył oczy, nad sobą ujrzał twarz Kuririna.
- No! Nareszcie. - powiedział niski wojownik - Już myślałem, że się nie obudzisz.
- Co... Ziemia... gdzie... - Vegetto nie mógł zebrać myśli.
- Wygrałeś! - powiedział Kuririn z radością. - Pokonałeś ich!
- Słucham? - Saiyan jakby oprzytomniał. - Wygrałem?
- No... Tak. Kiedy tylko przestały do nas dochodzić fale energii przylecieliśmy tutaj. Znaleźliśmy tylko ciebie, nieprzytomnego. Ale nigdzie nie ma ciał tamtych, czy...? - Niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu.
Vegetto wstał powoli próbując sobie uświadomić sytuację.
- Coś nie tak? - zapytał Tenshinhan. - Nie wyglądasz najlepiej.
- Oczywiście, że nie wygląda najlepiej! - zaprotestował Yamcha. - Ostatecznie walczył z kimś, kogo potęga przerasta nasze wyobrażenie, nie!?
- Bądźcie przez chwilę cicho! - powiedział Vegetto. - Próbuję się skoncentrować.
Saiyan skupił się na obecnych na planecie ki, nie wyczuł ani energii Edge'a, ani żadnej z bliźniaczek... dziwne.
- Hmm - powiedział. - Faktycznie, najwyraźniej opuścili planetę.
- Uciekli!? - krzyknął Kuririn. - A to tchórze! No, ale nic dziwnego, w końcu mieli do czynienia z tobą.
Vegetto uśmiechnął się.
- He, he. Najpewniej masz rację. Uświadomili sobie swą nieuchronną porażkę i wycofali w porę.
- Pierwsi inteligentni - stwierdziła sucho #18.
- Wygląda na to, że kryzys mamy już za sobą - powiedział jej brat. - Świetnie, w takim razie ja się z wami pożegnam, ale najpierw... - Wskazał kierunek przeciwny do miasta, w którym odbywał się Tenkaichi Budokai. - Tam gdzieś wasi przyjaciele walczyli z tym niebieskim olbrzymem.
- Jesteś pewien? - zapytał Vegetto. - Wyczułem tam tylko jedną słabą ki.
- Nie powiedziałem, że dobrze im szło - wyjaśnił android.
- Co więc robimy? - zapytał Kuririn.
- Rozdzielmy się - zaproponował Vegetto. - Ja, Pan i wy dwaj, białowłosi... - zwrócił się do Cinna i Blanka. - Polecimy do Karina po trochę senzu, król Vegeta zaczeka tutaj z Gohanem i Saladinem, a reszta poleci po Buu, żeby zlikwidować fuzję.
W tym momencie wszyscy usłyszeli znajomy głos, w stronę którego odwrócili się jednocześnie. Był to głos Cella.
- Możecie sobie darować tego różowego grubasa - powiedział mutant.
Minęła chwila zanim wszyscy, a przynajmniej ci, którzy znali już twór Doktora Gero, uświadomili sobie z kim rozmawiają.
- Cell! - powiedział Vegetto. - Zapłacisz mi za śmierć Gohana!
- Nie rozśmieszaj mnie, Saiyanie. Jesteś zbyt wyczerpany.
Vegetto musiał przyznać mu rację. W tym momencie nie czuł się nawet na siłach przyjąć formy SSJ. Nie byłby w stanie walczyć z Cellem w jego nowej formie.
- Co mówiłeś o Buu? - zapytała Pan. - Ty... ty... zrobiłeś mu krzywdę!
- Można tak powiedzieć... - uśmiechnął się paskudnie Cell.
Pan wrzasnęła dziko rzucając się na mutanta. Młoda Saiyanka nadal utrzymywała pierwszy stopień SSJ, jednak, co oczywiste, nie miała najmniejszych szans. Cell zniknął z jej toru lotu pojawiając się chwilę potem z boku i jednym kopnięciem posyłając wnuczkę Goku na ziemię.
- Ty draniu! - krzyknął Vegetto, próbując przejść w formę Super-Saiyana. Bezskutecznie.
- Nie wysilaj się - powiedział Cell. - Powinieneś być zadowolony, że jej nie zabiłem. I nie zamierzam też zabijać teraz nikogo innego.
- Czego chcesz!?
- Jak już mówiłem, wasz Buu nie istnieje. Wyeliminowałem go. Przybywam jednak w innej sprawie. - Nikt się nie odezwał, Cell mówił dalej. - Mam wiadomość od Babidiego i Doktora Gero.
- Wiadomość?
- Ściślej mówiąc: wyzwanie. Otóż ci dwaj dżentelmeni wyzywają waszą nędzną drużynę zwaną Z-Warriors na walkę.
- Mów dokładnie o co chodzi - powiedział Vegetto z zainteresowaniem w głosie.
- Warunki są następujące: my teraz nie zniszczymy waszej ukochanej Ziemi, a wy w zamian zgodzicie się przetestować najnowsze wspólne dzieło Gero i Babidiego.
- Zgoda - wypalił bez zastanowienia Vegetto.
- Doskonale - ucieszył się Cell. - Dzieło to nie jest jeszcze gotowe, ale to tym lepiej. Dajemy wam jeden rok czasu na przygotowania. Radzę solidnie wziąć się za trening, gdyż moc wojownika o którym mówię nie będzie się mieściła w żadnych znanych wam normach.
Vegetto uśmiechnął się zawadiacko.
- Możesz liczyć, że nasza też nie.
- Zobaczymy - powiedział Cell, znikając.
Chwilę trwało zanim wszyscy przemyśleli sytuację i ktoś w końcu zdecydował się coś powiedzieć.
- Czy to na pewno najlepsze wyjście? - zapytał Yamcha, myśląc. - "Jakaż inna mogła być decyzja kogoś, kto jest połączeniem Vegety i Goku?"
- Tak - odpowiedział Vegetto. - W tej chwili nikt z nas nie byłby w stanie stawić mu czoła. Musimy mieć czas na odpoczynek i regenerację sił.
- I na trening - dodał Tenshinhan.
- Właśnie. Poza tym, dobrze będzie powalczyć z kimś mocnym.
"Skąd wiedziałem, że to powie?" - pomyślał Kuririn.
- Hej, ktoś się zbliża - rzucił Cinna.
Faktycznie najwyraźniej ktoś leciał w ich kierunku. Co ciekawe, nie o własnych siłach, ale w samolocie. Kiedy pojazd zbliżył się na wystarczającą odległość okazało się, że pilotuje go Yajirobee. Samolot zatrzymał się.
- Hejka! - grubas wyskoczył z pojazdu. - Pomyślałem, że przyda wam się trochę senzu.
Wszystkim od razu poprawiły się humory.
- Jesteś pewien, że to ty o tym pomyślałeś? - zapytał złośliwie Kuririn.
- Nooo... to Dende wypatrzył was z wieży, a Karin zaproponował przywiezienie senzu, ale to ja je dostarczyłem, nie?
- Dobra, dobra.
- Gdybyś przybył kilka minut wcześniej, mógłbyś zmienić całą sytuację - zauważył Tenshinhan.
- Przybyłem tak szybko, jak mogłem - obruszył się Yaji.
Vegetto, Gohan, Pan i Saladin dostali po jednej fasolce, co błyskawicznie postawiło ich na nogi. Nie zmieniało to faktu, że Gohan był martwy i paradował z aureolką nad głową.
- Tato! - Pan rzuciła się ojcu w objęcia.
- Pan! Nic ci nie jest! - Gohan powstrzymał łzy, które napłynęły mu do oczu. - Opowiadajcie co się stało.
Kuririn i Yamcha podzielili się ze wszystkimi opowieścią o tym jak Vegetto bohatersko pokonał Edge'a i bliźniaczki.
- Szkoda, że tego nie widziałem - żałował Saladin. - To musiało być coś.
- W sumie to nikt z nas tego nie widział - powiedział Kuririn. - Byliśmy znacznie dalej.
- Aha. - W oczach Saladina pojawił się podejrzliwy błysk.
- A, właśnie - rzucił Yaji splatając palce w zakłopotaniu. - Kazali mi przekazać... musicie wiedzieć, że... no...
- No wykrztuś to z siebie! - warknęła #18.
- Więc, tego... Buu i Trunks nie żyją... - Yaji spuścił głowę.
Poza Gohanem nikt nie wiedział o śmierci Trunksa, więc wiadomość uderzyła jak grom z jasnego nieba.
- A więc Cell - zaczął Shinhan - mówił prawdę. Zabił Buu.
- Cell tu był? - zapytał nieco nieprzytomnie Gohan.
Vegetto usiadł z wrażenia. Część jego jaźni, ta należąca do Vegety, próbowała sobie poradzić ze świadomością, że jego syn nie żyje.
- Co z Gotenem? - zapytał w końcu.
- Aaa... żyje, ale jest ciężko ranny.
- Musimy do niego lecieć - powiedział Vegetto bezbarwnie.
- Tak - potwierdził król Vegeta. - Ale najpierw musimy o czymś zdecydować.
- O czym?
- O tym, co zrobimy z nim - król wskazał jeszcze jednego nieprzytomnego.
Tuż obok grupy Z-Warriors najzwyczajniej w świecie leżał sobie Brolly.
- Hmm. Skąd on się tu właściwie wziął?
- Ja go sprowadziłem z piekła - powiedział zakłopotany Gohan. - Pomógł mi w walce. Bez niego nie zatrzymałbym Edge'a do waszego przybycia.
- Aha. W takim razie mamy tylko jedno wyjście. Yaji, daj mi senzu.
- CO!? - powiedzieli chórkiem #17, #18, Kuririn, Yamcha, Tenshinhan i król Vegeta.
- Jakie mamy inne wyjście? Chcecie go zabić, kiedy tak tu leży?
Na to nikt nie miał odpowiedzi, no prawie nikt:
- To byłoby najrozsądniejsze - powiedziała #18.
- Ale nie w naszym stylu - przypomniał Kuririn.
Znowu przez chwilę wszyscy milczeli, w końcu odezwał się Gohan:
- Pan, co ty o tym sądzisz?
- Ja? - zdziwiła się mała Saiyanka, nadal w formie SSJ.
- Tak, powiedz co myślisz, mamy go wyleczyć czy zabić?
- Skoro ci pomógł, to musimy go wyleczyć - odpowiedziała Pan poważnie.
Była to bardzo prosta odpowiedź na nie tak proste pytanie.
- Jakim cudem on w ogóle żyje?
- To ja go przywróciłem do życia - powiedział bez ogródek Saladin.
- Co? Jak? - zapytał Kuririn. - Kim ty właściwie jesteś?
- Trochę szacunku proszę - zmarszczył brwi książę. - Jestem drugim synem króla Vegety.
Po raz kolejny zgromadzeni dali wyraz swemu zdziwieniu.
- W... właśnie - wyjąkał Yamcha. - Król Vegeta także żyje!
- Także ja go wskrzesiłem. Opowiem wam to dokładniej później. Co robimy z Brollym?
- Leczymy! - podjął decyzję Vegetto. - W razie czego poradzę sobie z nim. Mimo wszystko jestem trochę silniejszy.
"Oby to wystarczyło" - pomyślał Gohan. - "To chyba nie jest dobry moment aby wszystkim mówić, że Brolly na moment osiągnął SSJ3..."
Vegetto wziął od Yajirobee jedną magiczną fasolkę i zmusił nieprzytomnego Brolly'ego do połknięcia jej.
Legendarny Super-Saiyan otworzył oczy.
Brolly powrócił.
Koniec rozdziału dwudziestego czwartego.
Czy planeta przetrwa drugą wizytę syna Paragasa?
-> Wstęp <- | Rozdział XXIII <- | -> Rozdział XXV
Autor: Vodnique
Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.