Dragon Ball AZ logo by Gemi

Dark Kaioshin Saga

Część druga: Wróg

024 | 025 | 026 | 027 | 028 | 029 | 030 | 031 | 032 | 033 | 034 | 035 | 036 | 037 | 038 | 039 | 040 | 041 | 042 | 043 | 044 | 045 | 046 | 047 | 048 | 049 | 050 | 051 | 052 | 053

Rozdział XXVII - Tajemnica Super-Saiyanów


  Smocze Kule... Tak, Smocze Kule były świadectwem prawdziwej potęgi Nameczan. Czy byli oni jedyną we wszechświecie rasą zdolną stworzyć coś, co przewyższało potęgą ich samych? Nameczanie nie posiadali wielu nadprzyrodzonych zdolności, a jednak ich dzieło - Smocze Kule, mogło spełnić niemal każdą zachciankę. Kule miały co prawda ograniczenia, ale ich moc i tak była zdumiewająca. Tylko najpotężniejsi bogowie potrafili przywracać do życia zmarłych czy odtwarzać planety, natomiast dzięki Smoczym Kulom każdy cwany Nameczanin mógł im dorównać.

  To było niesprawiedliwe.

  Ta rasa musiała umrzeć.

  - Populacja Saiyanów na Nowej Plant nie była duża, liczyła może ze dwa tysiące... Uciekli oni z Vegety tuż przed jej zniszczeniem przez Freezera. Można powiedzieć, że mieli szczęście... Ocalił ich pewien wojownik, Bardock.
  - Bardock? - zapytał Gohan. - Skądś znam to imię, czy on...
  - Tak - potwierdził Vegetto. - Bardock to imię ojca Goku.
  - Ten Bardock ostrzegł grupę Saiyanów w pewnym barze. Powiedział im, że planeta zostanie zniszczona. Został wyśmiany, ale jedna Saiyanka potraktowała jego słowa poważnie. Przekazała je dalej, do swoich przyjaciół, a oni dalej, aż trafiło do odpowiednich uszu. Sam Bardock zniknął, mówi się, że stracił gdzieś przytomność, czy nawet umarł z upływu krwi, chociaż niektórzy wolą twierdzić, że rzucił Freezerowi wyzwanie... Nawet jeśli, nie miał szans na zwycięstwo. Niewielu Saiyanów posłuchało ostrzeżeń, ale jeden z dowódców armii, Gebacca miał gotowy plan ucieczki...
  - Gebacca? - przerwał król Vegeta. - No tak... - urwał, po chwili dając znak, by kontynuować opowieść.
  - Gebacca miał gotowy plan uieczki dla siebie i wiernych sobie ludzi. Uciekło około pięciuset, może trochę więcej. Skierowali się w stronę przeciwną do imperium Freezera i zamieszkali na Nowej Plant, chociaż wtedy pewnie nazywała się inaczej. Kiedy Lanfa-jin tam dotarli, saiyańska kolonia liczyła już trzydzieści lat i jak już wspominałem, nieco ponad dwa tysiące mieszkańców. To było prawie piętnaście lat temu. Lanfani i Saiyani dogadują się całkiem nieźle, szczególnie, że nasza nauka była dużo bardziej rozwinięta. Tamtejsi Saiyani wiele się od nas nauczyli.
  - Ciekawe czego? - powiedział pod nosem król Vegeta.
  Blank spojrzał na niego wymownie i mówił dalej:
  - Między innymi dzięki pracom naszych naukowców udało się odkryć, że każdy Saiyan znacznie szybciej rośnie w siłę po utracie ogona.
  - To ohydna potwarz! - krzyknął Saladin. - Wszyscy wiedzą, że ogon to największa duma Saiyana!
  - Być może, ale zarazem jego słaby punkt nad którym musi pracować od dzieciństwa. Jakby to wytłumaczyć w miarę prosto...? Aha, ogon jest miejscem w którym Saiyani skupiają całą swoją moc. Jednakże moc skupiona w ogonie nie może być przez nich wykorzystana, uwalnia się samoistnie podczas przemiany w oozaru.
  Przedstawiciele omawianej rasy róznie zareagowali na te wieści. Gohan pokiwał głową, Vegetto i Goten podrapali się po głowach niewiele rozumiejąc. Król Vegeta i Saladin starali się zachować zimną krew, chociaż wygłaszane tu poglądy kłóciły się z saiyańską tradycją. Nadal blond-włosa Pan wolała biegać za młodym triceratopsem, Brolly natomiast aktywnie ignorował Bra, która ustawicznie się mu przyglądała.
  - Poza tym ogon uniemożliwia przemianę Saiyana w SSJ... - dokończył Blank.
  - Co!? - tego już król Vegeta nie wytrzymał, podrywając się swego miejsca. - Jak śmiesz!?
  - Wasza wysokość... - powiedziała uspakajająco Bulma. - To może być prawda, każdy z ziemskich Saiyanów stracił ogon przed pierwszą przemianą...
  - Tak - potwierdził Gohan. - Każdy poza... Brolly! Czy ty masz ogon?
  - Co?
  - Pytam czy masz ogon?
  - A po jaką cholerę mi ogon?
  - Pytam tylko czy go masz.
  - Nie - zaprzeczył legendarny SSJ. - Straciłem go kiedy uciekaliśmy z Vegety.
  - Zaledwie kilka dni po urodzeniu - szepnął Gohan do Bulmy. - To by częściowo wyjaśniało dlaczego stał się taki silny. - Żona Vegety w milczeniu skinęła głową. Tymczasem król usiadł.
  - Mów dalej - zaproponował Goten Blankowi. - Dlaczego ta planeta nazywała się Nowa Plant, a nie Nowa Vegeta?
  - Tak zdecydował nowy król Saiyanów...
  - Domyślam się, że to Gebacca nim został - wtrącił król Vegeta. - W końcu jego marzenie się spełniło. Przez lata chciał zastąpić mnie na tronie. Miałem zamiar go wykończyć po powrocie na Vegetę z Yarosh.
  - To on ocalił Saiyanów, a później także Lanfanów - zaoponował Blank. Król Vegeta spiorunował go wzrokiem. - Nieważne. Kontynuując historię Nowej Plant... Po usunięciu ogonów, wielu z tych, którzy się na to zdecydowali osiągnęło formę SSJ, chociaż u nas to się nazywa "złotowłosi".
  - Złotowłosi?
  - Polityczna poprawność - wyjaśnił Blank. - Nazwa "Super-Saiyan" faworyzowałaby tych, którzy osiągnęli SSJ, a nie wszystkim to się udało... Tymczasem Lanfani zaczęli czuć się zagrożeni przez wzrost mocy Saiyanów, więc nasi naukowcy zmodyfikowali naszą rasę genetycznie.
  - Co? - zapytała zaskoczona Bulma. - Jak to? Całą rasę?
  - No nie... Tylko wyselekcjonowanych kandydatów. Połączyliśmy nasze geny z saiyańskimi... Użyliśmy oczywiście tylko najmocniejszych cech Saiyanów.
  - Oczywiście - rzucił zgryźliwie król Vegeta.
  - Lanfani stali się nieco silniejsi od Saiyanów, osiągamy też coś w rodzaju SSJ, ale niewielu z nas udało się do niej dojść... Jednakże cel został osiągnięty, to trochę wyrównało siły pomiędzy nami, a Saiyanami.
  - Musieliście to zrobić, bo baliście się Saiyanów - zauważył Goten. - To tyle jeśli chodzi o sprawiedliwego króla Gebbakkę.
  - To właśnie on zaproponował genetyczną modyfikację Lanfanów.
  To zaskoczyło nieco wszystkich, zwłaszcza króla Vegetę, który nic nie mówiąc wbił się głębiej w fotel.
  - Całkiem niedawno na Nowej Plant odwiedził nas pewien dziwny osobnik. W sumie był całkiem podobny do tego, którego opisał Saladin, ale nie wydawał nam się w żaden sposób straszny. Poza tym miał białe włosy, nie czarne. Powiedział, że mamy szansę odrodzenia naszej planety, opowiedział o Ziemi, o Smoczych Kulach, dał nawet radar... - tu Blank wyciągnął z kieszeni Smoczy Radar.
  - To niemożliwe! - krzyknęła Bulma. - To drugi radar! - Matka Trunksa wzięła urządzenie od Lanfana. - Saladinie, możesz podać mi swój radar?
  Saiyan dał Bulmie urządzenie. Ta uważnie obejrzała obydwa radary, po chwili wyciągnęła skądś śrubokręt i rozkręciła je.
  - Są niemal takie same... - powiedziała. - Mogłabym się założyć, że obydwa są moim dziełem, ale nigdy nie skonstruowałam drugiego radaru...
  - Czy mając go, ktoś mógłby zbudować taki sam? - zapytał Gohan.
  - Tak, ale pod warunkiem, że miałby duże zdolności techniczne.
  - Czy na przykład Dr Gero mógłby to zrobić?
  - Tak, ale... Racja, przecież Saladin przywrócił mu życie...
  - A ten tajemniczy ktoś, który namówił go na zniszczenie Namek pewnie jest powiązany z Doktorem Gero.
  - Dajcie dokończyć... Eee, Blank, tak? - przerwał im Vegetto.
  - To właściwie wszystko - powiedział Lanfan. - Tamten obcy zniknął. My przylecieliśmy tu... pożyczonym statkiem. Udało nam się zebrać Smocze Kule. Wykorzystaliśmy życzenia, by odtworzyć naszą planetę i odesłać resztę naszych towarzyszy na Yasan...
  - No tak.
  - To dwa życzenia - zauważył Gohan. - Co z trzecim?
  - My zużyliśmy tylko dwa. Trzecie wykorzystał ten Saiyan z potarganymi włosami.
  - Goku? - zapytał Kuririn. - O co poprosił?
  - Musiał uratować Vegetę - wtrącił się Vegetto. - Trzeba było szybko podjąć decyzję, więc Goku kazał smokowi wyleczyć Vegetę, który umierał.
  - Podjąć decyzję? - zdziwił się Gohan. - To były jakieś inne opcje? - pierworodny syn Goku zamyślił się na moment. - #17 był z wami... Rozumiem... Wiedziałeś, że ja nie żyję! - zwrócił się do Vegetto.
  - Nie ja, tylko Goku - bronił się Saiyan.
  - Goku? Kakarotto? - zdziwił się Brolly, łapiący tylko strzępy rozmowy. Wystarczyło mu wiedzieć, że ma wkrótce z kimś walczyć, reszta nie miała znaczenia.
  - On nie żyje - uspokoił go mechanicznie Gohan, sam będąc wściekły. Jego ojciec mógł wskrzesić jego albo uratować Vegetę i wybrał to drugie. Tak jakby on nie miał na Ziemi rodziny i kariery. Co gorsza Goku wybrał wyleczenie Vegety zamiast przywrócenia do życia syna oraz wielu ofiar w zniszczonym przez Cella mieście.
  "Czy ktoś, kto kilkukrotnie próbował cię zabić jest dla ciebie ważniejszy od rodziny, tato?" - zastanawiał się w duchu Gohan. Niestety Goku nie było na miejscu i nie był w stanie mu odpowiedzieć. W sumie, Gohan mógł go już nigdy nie ujrzeć, jednak w tej chwili nie bardzo zaprzątało mu to głowę.
  - To by było wszystko... - powiedział Blank. - Koniec opowieści.
  - Może, wasza wysokość, teraz ty opowiesz co cię sprowadza na Ziemię - zaproponował Vegecie Gohan.
  - Dobrze. Niewiele mam do opowiadania. Jakiś czas temu obudziłem się na Yarosh... Teraz już wiem, że Saladin przywrócił mnie do życia. Powoli przyzwyczajałem się do sytuacji... Wracam w końcu z piekła... Wtedy na naszej planecie pojawił się Son Goku. Początkowo wziąłem go za Bardocka, ale wyprowadził mnie z błędu. Mówił, że od dłuższego czasu podąża za jakimś śladem po kosmosie, to było coś związanego z teleportacją... Tak czy inaczej nie był w stanie go znaleźć. Opowiedział mi o Freezerze i jego śmierci, o Super-Saiyanach, o Ziemi, o Smoczych Kulach, prawie o wszystkim. Postanowiłem więc przybyć tutaj z nim. Trafiliśmy akurat na moment kiedy Vegeta próbował zabić Saladina...
  - Vegeta? - zdziwiła się Bulma. - Dlaczego miałby chcieć go zabić?
  - Nie przypadliśmy sobie zbytnio do gustu... - powiedział Saladin.
  - Nic dziwnego, morderco - rzucił ostro Goten, który nie mógł zapomnieć o zniszczeniu Namek.
  - Nie takim tonem! - zdenerwował się książę.
  - Bo co?
  - Hej, spokojnie, spokojnie. - Vegetto wszedł między dwóch kłócących się Saiyanów.
  - Dobrze, skoro wiemy już skąd wszyscy się wzięli i kim są, to warto by omówić naszą sytuację - zaproponował Gohan.
  Wszyscy skinęli głowami, syn Goku mówił dalej:
  - A więc Cell, Gero i Babidi żyją. W tym ci dwaj ostatni konstruują całkiem nowego wojownika, który ma za rok zaatakować Ziemię...
  Ci, którzy do tej pory tego nie wiedzieli, zdziwili się lekko, cała reszta potwierdziła w milczeniu.
  - Poza tym, musimy znaleźć sposób na... - przelotnie zerknął na Brolliego - ....Vegetto.
  - Może lepiej zostawić go tak jak jest... - zaczął Saladin, ale wszyscy spiorunowali go wzrokiem więc zamilkł.
  - Dalej... Zaginęli Uubu i Piccolo.
  - No właśnie - powiedziała pani Briefs. - Nigdzie nie widzę tego przystojnego zielonego młodzieńca, gdzie on jest? Ojej, a może on umarł z głodu, nigdy nie chciał nic jeść...
  - Zakładając jednak, że nie umarł z głodu, będzie trzeba go odnaleźć... - powiedział Gohan.
  - Może zapytamy Uranai Babę? - zaproponował Yamcha.
  - Świetny pomysł! - pochwalił Gohan. - To możemy zrobić prawie od razu.
  - No i ostatnia sprawa... - powiedział Kuririn. - Trzeba zebrać Smocze Kule, żeby przywrócić do życia Nameczan, Trunksa, ciebie i resztę ofiar Cella.
  Mr Satan znowu ryknął płaczem, jedną z ofiar Cella był Buu...
  - ...ale to dopiero za rok, chyba że przekonamy Dendego by przyspieszył regenerację mocy Smoczych Kul.
  - Zawsze można spróbować - zgodził się Gohan, o dziwo to on, nie Vegetto, stał się jakby naturalnym przywódcą grupy.
  - To chyba wszy... - Kuririnowi przerwało nagłe wejście Androida #17, który na rękach niósł dziwną szaroskórą kobietę z niebieskimi włosami.
  - Bulma! - krzyknął android. - Potrzebuję twojej pomocy!

Koniec rozdziału dwudziestego siódmego.

Czy Bulmie uda się naprawić androidkę Gemini?


-> Wstęp <- | Rozdział XXVI <- | -> Rozdział XXVIII

Autor: Vodnique




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.