Dragon Ball PH logo by Zaria
Rozdział 01 | Rozdział 02 | Rozdział 03 | Rozdział 04 | Rozdział 05 | Rozdział 06 | Rozdział 07 | Rozdział 08 | Rozdział 09 | Rozdział 10 | Rozdział 11 | Rozdział 12 | Rozdział 13 | Rozdział 14 | Rozdział 15

Rozdział 10

  Kivi i Dodoria już dość długi czas przebywali na Core, co zresztą nie było takie złe. Jedzenie, alkohol, dziwki - wszystko było pokrywane z Imperialnej kasy. Jedyna rzecz, jaką musieli robić, to co jakiś czas patrolować komnaty swojego pana. Kivi dodatkowo odbierał wszystkie meldunki z Xenomorf. Po prostu żyć nie umierać. Żadnych większych obowiązków, niebezpieczeństw, kosztów i, co najważniejsze, osobników o imieniu Ginyu. Kivi kilkakrotnie zastanawiał się jak miewa się Brainhorn. Doszedł do wniosku, że na pewno urządza całemu garnizonowi piekło. Chinwiskers szedł odebrać kolejne raporty z domu, gdy zauważył jak Dodoria taszczy coś ze sobą. Zanim Kivi dopadł różowego ten zdążył już wejść ze swoim bagażem do ich pokoju.
  Fioletowy udał się za współpracownikiem. W pokoju zobaczył Dodorię siedzącego na łóżku i stojąca przed nim metalową beczkę.
  - Co to tam masz? - zapytał Kivi.
  - Mleko Skavów, podobno bardzo dobre. Kupiłem trochę na spróbowanie - odpowiedział Dodoria.
  - Trochę? - spytał sarkastycznie Fioletowy patrząc na piętnastolitrową beczkę. Chwilę później Bonehead odkręcił pojemnik i zaczął wlewać sobie jej zawartość do gardła.
  - Widzę, że wziąłeś sobie do serca ten slogan: pij mleko... Ale uwierz mi, większy to już ty chyba nie będziesz.
  Dodoria w odpowiedzi tylko obrzydliwie beknął i kontynuował opróżnianie beczki.
  - Eee... Miłej zabawy - powiedział Kivi, po czym udał się do stacji komunikacyjnej odebrać meldunki.
  Pomieszczenie było bardzo duże i panował w nim straszny gwar, ponieważ to właśnie na Core przychodziły raporty z całego Imperium. W pokoju stało kilkanaście urządzeń odbiorczych, każde podłączone do czegoś w rodzaju anteny. Kivi podszedł do urządzeń nastawionych na odbieranie raportów z "sektora macierzy". Tak nazywana była najstarsza cześć Imperium oraz układ słoneczny, z którego wywodziła się rasa panów. Kivi nie musiał czekać długo. Kilka chwil zajęło łącznikom od dekodowanie wiadomości i zapisanie ją na notes elektroniczny fioletowego. Kivi wracając do pokoju przeglądał raporty. Nagle zatrzymał się i powiedział do siebie:
  - Freezer się wkurzy... Ha! Wkurzy to mało powiedziane. Tylko żeby nie zabił posłańca, który niesie złą wiadomość. Wiem, wyślę Dodorię.
  Z takim oto planem, Kivi udał się do swojego pokoju. Kilkanaście minut później Bonehead szedł z cyfronotesem do swojego chlebodawcy.
  - Ciekawe, dlaczego nie mógł sam tego zanieść. No, ale czego się nie zrobi za odstąpienie kontenera piwa i mleka - powiedział do siebie różowy, przyśpieszając kroku. Kilka chwil później dotarł do pokoju Freezera. Chciał już zapukać, ale drzwi otworzyła mu wychodząca z pokoju służka. Dodoria przepuścił kobietę, po czym wszedł do pokoju księcia. Changeling siedział wygodnie w fotelu, oglądając wiadomości na holowizji.
  - Panie miałem panu przekazać wiadomość - zaczął różowy.
  - Pokaż - powiedział Freezer, odbierając cyfronotes z ręki podwładnego. Im dłużej czytał tekst tym bardziej jego mina rzedła. Po skończeniu lektury Changeling był wściekły. Dodoria odsunął się kilka metrów, ponieważ nigdy jeszcze nie widział swojego pana tak rozgniewanego.
  Freezer, nic nie mówiąc, wyjął scouter z szuflady i założył go na twarz.
  - Kivi, jeśli ci życie miłe stawisz się u mnie za pięć sekund - powiedział do urządzenia. Ledwo zdążył skończyć wypowiedź, a obok Dodorii pokazał się zdyszany Chinwiskers. - Dodoria, a ty się stąd wynoś!
  Bonehead bez słowa i najszybciej jak tylko mógł opuścił komnatę Freezera.
  - Czy to pewne? - spytał książę.
  - Wiele rzeczy można zarzucić Ginyu, ale na pewno nie to, że wysyła plotki w meldunkach - odparł Kivi.
  Changeling zgniótł cyfronotes w ręce. Kivi ledwo powstrzymał się od jęknięcia, ponieważ to było jego prywatne urządzenie i wydał na nie ogromną ilość pieniędzy. Dopiero chwilę później przyszło mu na myśl, że to mogła być jego krtań, gdyby jego pan się nie opanował.
  - Możesz odejść - powiedział Freezer, poskramiając gniew. Kivi, podobnie jak przedtem Dodoria, w pośpiechu opuścił izbę Changelinga. Wolał się nie narażać, kiedy jego zwierzchnik był w takim stanie.
  Freezer siedział jeszcze w fotelu kilka minut, myśląc nad czymś intensywnie. Spojrzał w holowizję. Leciał właśnie wywiad z jakimś Coolantem. Co prawda głos był zdeformowany, a sam osobnik siedział w cieniu, ale Freezer patrząc na niego wiedział już, co musi zrobić. Wstał z fotela i udał się do komnat swojego brata.
  - Cooler musimy pogadać.
  Nie zastał jednak brata, a jedynie Changelinkę pijącą wino. Przez chwilę patrzyli na siebie nawzajem. Freezer jednak szybko się opamiętał i powiedział:
  - Wybacz, pani, szukałem swojego brata.
  - Mój mąż powinien niedługo wrócić.
  - Dobrze, więc wrócę później.
  - Nie, proszę, zostań, chciałabym poznać swoja nową rodzinę. Nazywam się Vami, a pan to zapewne Freezer.
  - Tak. Przejdźmy na ty. Vami to dość nietypowe imię jak dla Changelinki - powiedział książę siadając na krześle.
  - Moi rodzice nie byli konserwatystami. Opuścili Xenomorf na długo przed moim urodzeniem - odparła Vami.
  Freezer nie mógł oderwać od niej oczu. Była naprawdę piękna. Spoczywała na krześle w swojej pierwszej formie. Miała głębokie zielone oczy oraz tego samego koloru ochraniacze. Ponieważ siedziała, ciężko było określić jej wzrost, ale wyglądała na gdzieś metr i sześćdziesiąt centymetrów. Skąpy ubiór, przypominający kostium kąpielowy z wycięciami na bokach, tylko podkreślał jej krągłości. Rozmowa między nimi ciągnęła się jeszcze kilkadziesiąt minut. Freezer patrząc na swoją rozmówczynię niemal zapomniał, po co tu przyszedł. Do rzeczywistości przywróciło go dopiero pojawienie się Coolera.
  - Widzę, że już się poznaliście - zaczął Cooler.
  - Tak. Masz bardzo fajnego brata - skomentowała to Vami.
  - Cooler, mam do ciebie sprawę. Moglibyśmy porozmawiać?
  - Dobrze, chodź na balkon.
  - Na razie, Freezer - pożegnała odchodzącego księcia Vami. Synowie imperatora wyszli na wielki taras.
  - O, czym chciałeś porozmawiać?
  - Potrzebuje twojej... pomocy - powiedział niechętnie.
  - No, to jest coś nowego.
  - Nie kpij! Nie prosiłbym cię gdyby to nie było naprawdę coś ważnego.
  - Dobrze, wybacz. O co chodzi?
  - Potrzebuję kilka oddziałów twoich coolantów.
  - Po co ci oni?
  - Zarbon przepadł bez wieści. Wysłałem go z misją dyplomatyczną, a on do tej pory nie powrócił i chcę, aby coolanci dowiedzieli się, co się stało.
  - Wiesz, że trwa wojna i nie wiem czy będę mógł kogoś ci przydzielić.
  - Nie każ się błagać. Wiesz, że Zarbon to mój najlepszy przyjaciel. Muszę go odnaleźć.
  - Dawno nie widziałem u ciebie takiej determinacji, braciszku. Zgoda, zaraz wydam rozkazy tylko przekaż mi informację gdzie leciał i tym podobne.
  - ...Dziękuję.
  - Nie ma za co, a teraz chodź, moja żona chciałaby na pewno się o tobie dowiedzieć czegoś więcej.
  "I wzajemnie", dodał w myślach Freezer.
 
  Na Malakrze sytuacja zmieniła się diametralnie. Teraz to Imperium było w ofensywie, a Cesarstwo zajmowało tak zwane "z góry upatrzone pozycje" i nic nie wskazywało na szybką zmianę, ponieważ śmierć Kintaro i zdrada Sajanów znacznie osłabiła siły okupanta. Także morale bardzo ucierpiało. Można powiedzieć, że "posypało się jak gips ze ściany". Sprawy miały się tak nie tylko na Malakrze. Imperium zaczęło odnosić coraz więcej lokalnych zwycięstw w całej galaktyce. Jednak porażki Cesarstwa nie przekładały się na zwycięstwo obrońców w ogólnym rozrachunku. Imperium nadal nie było wstanie przeprowadzić zakrojonej na szeroką skalę kontrofensywy, jedynie lokalne kontrataki.
  Zerd nie zawracał sobie tym wszystkim głowy. Korzystając z tego, że nie otrzymali na razie żadnych nowych rozkazów, odpoczywał. Był już u fryzjera i ściął swoje dotychczas długie włosy. Cyrulik zrobił mu jego ulubioną fryzurę, a mianowicie "grzybka".
  Monsturn leżał na łóżku i czytał książkę zakupioną poprzedniego dnia. Lektura nosiła nazwę: "Kaioshin - mit czy rzeczywistość". Książka próbowała udowodnić, że coś takiego jak "bogowie-Kaioshini" nigdy nie istnieli. Jedna z tez mówiła, że nie były to bóstwa, ale jakaś starożytna rasa stojąca na bardzo wysokim poziomie rozwoju, która stworzyła pierwsze imperium kosmiczne. A ponieważ chciała, ułatwić sobie tak ciężką sprawę jak rządzenie wielkimi obszarami, swoimi osiągnięciami technologicznymi przekonywała prymitywniejsze rasy o swoim nadprzyrodzonym pochodzeniu. Argumentem na poparcie tego miało być znajdywanie na wielu planetach szczątków bardzo do siebie podobnych wyrobów ceramicznych czy pomników, a także nielicznych tzw. "podniebnych pałaców". Książka zwracała też uwagę na podobne relacje zapisane w różnych starożytnych księgach.
  Dalsze wchłanianie wiedzy zostało przerwane przez nagłe walenie do drzwi. Monsturn zwlókł się z łóżka, a następnie otworzył drzwi. Na korytarzu stał Vort. Wyglądał już całkiem dobrze, ale nadal miał worki pod oczami.
  - Hej, Zerd, moi kumple urządzają imprę, choć na dół, zabawimy się.
  - W sumie, czemu nie.
 
  Leau szukał Zerda po całym hotelu. Dostał nowe rozkazy, a jego podwładnego nigdzie nie było. Wezwania przez scouter również nie przynosiły pożądanych efektów. Ogoniastego zaczęło to już poważnie irytować. W końcu upewniając się, że młodego coolanta nie ma w budynku, Leau wyszedł na ulicę. Jego uwagę zwróciły głośne śpiewy dochodzące z pobliskiego szynku. Zaciekawiony udał się zobaczyć, co się tam dzieje. Wchodząc do pomieszczenia zobaczył Zerda oraz sporą grupę żołnierzy trzymających kufle piwa i śpiewających piosenkę:
 
  "...Czarny dym spowił nas przyszedł śmierci czas
  Krzyk i lament mych kamratów przerywanych ogniem katów.
 
  Ciepła krew poleje się strugami wygra ten, kto utrzyma szyk
  W huku walk ktoś nakryję się nogami na Kaioshina utrzymamy szyk
 
  Po dziś dzień tamta mgłę i te armie dwie, kiedy noc zamyka oczy widzę w swoim śnie
  Tamci, co śpią w niebie uśmiechają się, że ich straszną śmierć pomścili bracia, którzy zwyciężyli
 
  Ciepła krew poleje się strugami wygra ten, kto utrzyma szyk
  W huku walk ktoś nakryję się nogami na Kaioshina utrzymamy szyk"
 
  Po odśpiewaniu kolejnej zwrotki wszyscy imprezowicze wznieśli toast. Zerd po odstawieniu kufla zauważył stojącego przy wejściu Leau. Szybko wziął kask pod pachę i powiedział:
  - Muszę lecieć, dzięki za zaproszenie, chłopaki.
  - Nie ma, za co, w końcu nie co dzień ratują nam przyjaciela - powiedział jeden żołnierz.
  - Jak będziesz jeszcze kiedyś w tych stronach to wpadnij - dodał drugi.
  - Nie ma sprawy. Na razie.
  - Na razie - odparli chórkiem. Monsturn razem z Leau opuścili lokal.
  - Mamy robotę, a i jak jeszcze raz nie będziesz odpowiadał na moje wezwania to ci nogi z dupy wyrywam! Nie płacą ci za zabawę w barach tylko za wykonywanie moich rozkazów! Zrozumiałeś?
  - Ta... Tak
  - To dobrze. Musimy jeszcze zajrzeć do Kiu, podobno ma coś dla nas - powiedział Leau. Nie wiedzieć, czemu pół-Sajan poczuł się jak żona, która robi awanturę swojemu mężowi. Szybko jednak odegnał tę myśl i zwrócił uwagę na to, co mówi jego podwładny.
  - Nie, dziękuję, mam już dość wrażeń po jego pierwszym prezencie - odparł Zerd masując swoją zabandażowaną dłoń.
  - Rozkaz to rozkaz... Co ty masz na głowie? - spytał Leau dopiero teraz zauważając zmianę w wyglądzie swojego podwładnego.
  - Nowa Fryzura. Obciąłem się dziś rano.
  - No to ty chyba już nie będziesz potrzebował hełmu - skomentował Leau patrząc na kopułę włosów Monsturna. Zerd nic nie odpowiedział tylko spojrzał krzywo na swojego towarzysza. Coolanci resztę drogi odbyli w milczeniu.
  Szybko dotarli do budynku, który został przemianowany na ośrodek badawczo-rozwojowy. Tam jeden z naukowców zaprowadził ich do pracowni Kiu. Pomieszczenie było bardzo duże. Krzątało się tu sporo ludzi, jedni testowali nowy sprzęt inni wykonywali różne obliczenia, a pozostali przynosili i wynosili różne części. Do coolantów podszedł mały osobnik z fioletową skórą i krótką trąbą.
  - Witajcie - zaczął Kiu. - Słyszałem, że przyjęliście nową misję, więc mam coś dla was - powiedział Kiu, wyjmując z szafki dwa "ki-blastery".
  - O nie! Nie ma mowy drugi raz tego nie założę! - protestował Zerd.
  - Tak wiem, że poprzedni model mało was nie pozabijał, ale to był prototyp. Teraz usunęliśmy z niego tą wadę konstrukcyjną wszystko będzie działać.
  - Kto wysyła prototypy od razu na front? - spytał Leau.
  - Za to możecie podziękować naszemu wielkiemu i genialnemu generałowi uparł się, aby wysłać nie testowane urządzenie na front - odparł Kiu.
  - Ale na pewno wszystko już działa? - dopytywał się Zerd.
  - Tak. Jak mówiłem usunęliśmy usterkę, a także sprawdziliśmy inne części.
  - Dobra, bierzemy - powiedział Zerd, niechętnie przyjmując broń.
  - Powodzenia - pożegnał się Kiu, po czym odszedł, aby zająć się swoją pracą. Coolanci także opuścili pomieszczenie i udali się w stronę lądowiska. Po drodze Leau zapytał:
  - Po co ci dwa, przecież wiesz, że ja i tak tego nie będę używał.
  - Wolę mieć zapas, a co to w ogóle za misja?
  - Na razie wiem tyle, że mamy znaleźć jakiegoś ambasadora, który przepadł podczas misji dyplomatycznej. Jak znam życie zabili go albo piraci, albo siły cesarskie, albo zderzył się z jakąś asteroidą. To jest misja-strata-czasu. Szczegóły przesłali nam na komputer pokładowy.
  - No to się pospieszmy! - krzyknął Zerd. Widać było, że jest podekscytowany. Zresztą był taki za każdym razem, gdy otrzymywali jakieś nowe zadanie. Coolanci dotarli do swojego pojazdu. Zaraz po wejściu na pokład Zerd poszedł schować broń, a Leau włączył komputer, aby odczytać odprawę.
  Nie był zachwycony powierzonym mu zadaniem. Jeszcze przed wojną dostał zadanie odnalezienia zaginionego konwoju z zaopatrzeniem. Całość zajęła mu prawie trzy miesiące, a okazało się, że zawiniła pazerność. Dowódca konwoju zabrał nadprogramową ilość towaru, a nie zwiększył ilości paliwa, co w konsekwencji doprowadziło do rozbicia wszystkich statków na jednym z księżyców gazowego giganta. Leau miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Włączył komputer i na monitorze ukazało się zdjęcie poszukiwanego ambasadora. Był to Monsturn o seledynowej skórze i zielonych włosach. Nosił na twarzy wiele ozdób. Leau brał też pod uwagę możliwość, że poszukiwany mógł po prostu zdezerterować, ale gdy przekonał się, że ambasador jest Monsturnem odrzucił taka opcję. Przypadki ucieczki wśród tej rasy zdarzały się nad wyraz rzadko. Ci zmiennokształtni potrafili być lojalni aż do bólu. Dlatego właśnie Changelingi powierzały im dużo ważnych funkcji. Niektórzy nawet nazywali ich psami Imperium. Chwilę później do kabiny wszedł Zerd. Widząc, kogo będą szukać zrobiło mu się słabo. Chciał coś powiedzieć, ale przez gardło nie chciało mu się przecisnąć ani jedno słowo.
  - Podobno gość ma syna, może jego byśmy przesłuchali w sprawie ojca, co prawda nie pachnie mi to dezercją, ale trzeba sprawdzić wszystkie tropy, a nuż będzie coś wiedział.
  - Nie... nie będzie wiedział.
  - Skąd ta pewność?
  - Bo to ja jestem jego synem!
  - Kurwa... ktoś od nas z dowództwa ma "niezłe" poczucie humoru - powiedział sarkastycznie Leau.
  Zerd aż usiadł z wrażenia. Jak głupi wpatrywał się w ekran, na którym pisało "Zarbon".
  Leau bez słowa wczytał koordynaty miejsca gdzie zatrzymał się ambasador w swojej drodze powrotnej z misji. Wyłączył monitor i odpalił silniki.
  "Znam to miejsce. To dobrze, łatwiej będzie się czegoś dowiedzieć" pomyślał.
  Lot odbywał się w ciszy, aż do momentu, w którym Leau, zerkając na ponurą minę Zerda, przemówił:
  - Jeśli osobiste uczucia przeszkadzają ci w wykonaniu zadania zostawię cię po drodze w jakiejś placówce Imperium, a sam polecę dalej.
  - Muszę odnaleźć swojego ojca choćby nie wiem, co! - odparł z wyrzutem Monsturn.
  - Jesteś pewien, że niczego głupiego nie odwiniesz?
  - Jestem pewien!
  Leau przez chwilę nie odpowiadał jakby zastanawiał się nad decyzja, jaką miał podjąć.
  - Niech będzie.
  Resztę drogi odbyli w milczeniu. Ich celem była stacja kosmiczna w pasie asteroidów, znana z tego, że zbierały się w niej same szumowiny, jak łowcy nagród, piraci i im podobni. Jednak ten kawał metalu miał kilka zalet: był właściwie na środku niczego, a i dużo ciekawych informacji można było tutaj zdobyć. Leau dobrze znał to miejsce. Właściciel stacji był jego informatorem.
  Pół-Sajan nie do końca ufał wywiadowi. Wolał mieć własne źródła. Zresztą podobnie robiło wielu coolantów. Był ten jeden z powodów, dla, którego byli tak sprawni. Ebon wleciał w pas asteroidów.
  - Kiedyś była to jedna z wielu stacji pilnujących granic Imperium, ale po tym jak granice zaczęły się rozszerzać, stała się nieprzydatna i została porzucona przez armię. - Tłumaczył Leau, jednak, gdy spostrzegł, że Zerd go nie słucha, darował sobie wyjaśnienia.
  Statek doleciał do miejsca, gdzie powinna znajdować się stacja. Zamiast niej ujrzeli kawał porozrywanego na szczątki czegoś, co zapewne kiedyś było kosmiczną placówką. Prawie cała stacja była w ruinie, oprócz części, dokowej, z wewnątrz, której wydobywało się światło.
  "Co tu się stało?" pomyślał Leau. Pół-Sajan podleciał do zniszczonych drzwi i powiedział:
  - Zakładaj skafander, wychodzimy.
  Zerd bez słowa wykonał polecenie i kilka chwil później byli już w próżni. Podlecieli do doku używając specjalnych silniczków zamontowanych na skafandrach. Używanie ki do lotu w przestrzeni kosmicznej było bardzo nieefektywne, ponieważ, aby przelecieć choćby kilka metrów trzeba było zużyć ogromnych ilości energii. Z niewiadomych powodów próżnia pochłaniała ten rodzaj mocy. Stworzony na ten temat kilka teorii, ale żadna nie tłumaczyła wszystkich czynników. Dwaj coolanci znaleźli się wewnątrz szczątek stacji. Ujrzeli tam osobnika ubranego w podobny skafander jak ich własne. Humanoid przeglądał wszystko, co nie było przybite do podłogi.
  - Hej, ty tam! - zawołał przez komunikator Leau. Osobnik odwrócił się spojrzał na pół-Sajana i powiedział z gniewem w głosie:
  - Kurwa! Jeszcze ciebie tu brakowało!
  - Steg?
  - A, kogo się spodziewałeś?
  - Co tu się stało?
  - A, po co mam ci mówić, co będę z tego miał? Jak widzisz nie możesz mnie już straszyć, że przyślesz tu oddział żołnierzy, którzy zamkną mój interes, bo tu kurwa nie ma już, czego zamykać!
  - Uspokój się! Mogę cię zabrać na jakaś planetę, bo tym daleko nie dolecisz - powiedział Leau, wskazując kciukiem na uszkodzoną kapsułę.
  - Dobra.
  - Tylko odpowiedz mi na kilka pytań.
  - No...
  - Co tu się stało?
  - Kurwa, co! Napadli na mnie ci pieprzeni Makyo.
  - Makyo? - zdziwił się Leau.
  - A widziałeś może Monsturna? Metr osiemdziesiąt wzrostu, długie zielone włosy, dużo ozdób - nie wytrzymał Zerd.
  - Tak, tankował swoją kapsułę, kiedy napadli moją piękną stację.
  - Co się z nim stało!? - denerwował się Zerd.
  - Z tego, co widziałem ze swojej kryjówki to porwali go wojownicy Makyo.
  Zerdowi opadły ręce. Leau też wydał się zdumiony. Przez pierwsze kilka chwil nie wierzył Stegowi, bo przecież Makyo zostali wypędzeni z terytoriów Imperium na długo przed jego urodzeniem. Zaraz jednak odpędził tę myśl. Przecież Steg nie miał żadnego interesu w tym, aby go okłamywać, a i wojna mogła spowodować, że ci piraci poczuli się na tyle bezpieczni, aby znów zacząć plądrować tereny Imperium.
  - Steg, a wiesz może, w którym kierunku odlecieli? - zapytał Leau.
  - Z tego, co widziałem to ta ich planeta kierowała się w stronę Novy, ale nie wiem czy tam dotarli - powiedział już trochę spokojniejszym głosem Steg.
  - Dobra, Steg umowa to umowa. Chodź, odstawimy cię najbliższej zamieszkanej planecie.
 
  Leau odstawił już Stega na Dab i czekał na dalsze rozkazy od dowództwa. Doszedł do wniosku, że to może wcale nie będzie strata czasu jak na początku myślał. Sama informacja o tym, że ten cały Zarbon leciał kapsułą była interesująca. Oznaczało, że musiała to być jakaś tajna misja, bo po pierwsze lecąc kapsułą ambasador zostawiał bardzo mały ślad, który można by wytropić, po drugie tych małych pojazdów używało tak wiele osób, że nie sposób ich było odróżnić no i jeszcze namierzenie pojedynczej "kuli" było trudne. Wykonalne, ale trudne. Jedynymi niedogodnościami było to, że kapsuły mogły zabrać jednorazowo mało paliwa i w czasie drogi trzeba było uzupełniać, no i niewiele rzeczy można było zabrać ze sobą w taką podróż. Leau zastanawiał się, co było celem ambasadora. Pół-Saiyan znajdował się w barze. Przed nim stało piwo, którego nawet jeszcze nie zaczął. Do stolika przysiadł się Zerd.
  Leau spojrzał na swojego podwładnego. Monsturn wyglądał już lepiej. Nie chodził smętny, zamiast tego na jego twarzy malowały się gniew i zniecierpliwienie.
  - Kim są dokładnie ci Makyo? Bo niewiele o nich słyszałem - spytał Zerd.
  - Nie dziwię się. Makyo to jedynie epizod w historii Imperium.
  - To jak Steg ich rozpoznał?
  - Jego planeta była jedną z tych, które padły ofiara Makyo i mieszkańcy do tej pory to pamiętają.
  - Opowiedz mi coś więcej o nich.
  - Makyo to rasa zamieszkująca migrującą planetę.
  - Migrującą?
  - Tak, bo ta planeta jest też ich statkiem kosmicznym. W jakiś sposób nauczyli się kontrolować lot tej planety.
  - Więc Makyo to piraci?
  - Tak. Dawno temu Cold, jeszcze jako młodziutki książę, wypędził ich z Imperium.
  - Ale teraz wrócili
  - Ale teraz wrócili. Prawdopodobnie wybuch wojny upewnił ich w przekonaniu, że nikt nie wyśle przeciw nim dużej floty.
  - A mają rację?
  - Jak najbardziej. Wątpię, aby ktokolwiek z dowództwa osłabił siły na froncie. Nawet za cenę złupienia kilku przygranicznych planet. Dopóki nie zaatakują ważnych dla Imperium miejsc jak planety gdzie znajduje się zaplecze armii mogą czuć bezkarni.
  - Co się stanie w takim razie z moim ojcem?!
  - Musimy poczekać na rozkazy. Na razie nic ci nie mogę powiedzieć.
  Zerd nie był zachwycony tą odpowiedzią. Najwyraźniej liczył na coś w stylu "jutro pół Imperium zwali się na łby Makyo", a usłyszał zupełnie coś odwrotnego. Leau podsunął swoje piwo Zerdowi mówiąc:
  - Masz, napij się, ja jakoś nie mam ochoty.
 
  Drzwi do celi otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie. Samo pomieszczenie było wykonane z kamienia jedynie drzwi zostały zrobione z metalu. Do celi wszedł bardzo mały osobnik, nie większy niż dziesięcioletnie monsturnowe dziecko. Miał szarą skórę, kilka zielonych plam na łysej głowię oraz długie, spiczaste uszy. Ubrany był w czarną koszulę i spodnie oraz długą czerwoną pelerynę. Widać było, że nie była szyta na niego, bo wlokła się po ziemi. Małego osobnika okalała dziwna złota poświata.
  Karzełek podszedł do przykutego do ściany kajdanami Monsturna, któremu długie zielone włosy spływały na twarz zakrywając grymas bólu. Mężczyzna miał na ciele wiele ran, jednak wszystkie zostały dokładnie opatrzone.
  - I jak się dziś czujemy? - spytał knypek.
  - Zarbon. Pierwszy ambasador księcia Freezera. Numer FZ 566098.
  - Widzę, że nic nie zmieniło. Trudno. Wygrałeś, dam ci spokój.
  Monsturn spojrzał spode łba na swojego dręczyciela. Karzeł widząc zainteresowanie kontynuował:
  - Przyprowadziłem do ciebie kogoś, kto o wiele bardziej chciałby z tobą "porozmawiać".
  W tej właśnie chwili do celi weszła grupka żołnierzy Cesarstwa.
  - Przykro mi, ale będę musiał już pana opuścić. Spróbuję jeszcze tu kiedyś zawitać - powiedział z szyderczym uśmiechem na ustach karzeł, po czym opuścił pomieszczenie. Za drzwiami czekał już na niego kolejny Cesarski.
  - Wasza wysokość - zaczął z ironią w głosie żołnierz. Mały Makyo ją wyłapał, ale zignorował.
  - Czy nasza umowa jest nadal aktualna kapitanie? - spytał.
  - Tak, wasza wysokość, dostanie pan to, czego żądał w zamian, za możliwość przesłuchania pańskiego więźnia.
  - Doskonale! A co do więźnia, wątpię aby udało się coś z niego wyciągnąć. Moi ludzie nic nie wskórali, a znają się na swoim fachu.
  - Nie wątpię w ich umiejętności, Wasza wysokość, ale nasze metody są znacznie bardziej... subtelne.
  - Róbcie swoje, więc - powiedział Makyo, po czym się oddalił.
 
  Dodoria siedział właśnie w kantynie oficerskiej. Nie miał za wiele do roboty, więc lubił tu przesiadywać. W kantynie nie tylko można było pić, ale też zagrać w ruletkę i inne gry hazardowe. Przyzwoite jedzenie no i pięćdziesięciocalowy holowizor, na którym oglądano mecze. Dodoria przegrał już cały swój żołd. Na jedzenie ani picie nie miał już chęci, więc wziął się za oglądanie. Akurat była przerwa w meczu i na ekranie leciały wiadomości, dla Dodorii mało ważne, więc Bonehead rozglądał się leniwie po pomieszczeniu.
  Akurat, gdy skierował swój wzrok na drzwi do kantyny weszli trzej przyboczni Coolera. Sauza, Neizu i Doore. Dodoria szybko odwrócił głowę w nadziei, że go nie zobaczą. Niestety. Trzej mężczyźni podeszli własnie do niego. Pierwszy - Sauza - był małym Monsturnem o blond włosach. Drugi - Doore - zielonym osiłkiem, a trzeci - Neizu - chudym olbrzymem z głową w kształcie młotka i oczyma po bokach.
  - A kogo to moje oczy widzą? - zaczął Neizu.
  - To ty coś widzisz z tym zezem? - odparł wciąż siedząc Dodoria.
  - Hoho, spaślaczek pyskuje - powiedział Doore, chcąc klepnąć różowego.
  - Nie dotykaj go, bo będziesz cały w tranie - szybko dodał Sauza.
  Dodoria bez słowa wstał i zaczął kierować się do wyjścia.
  - Hej ludzie spalcie to krzesło, bo jeszcze się coś zalęgnie! - rzucił dość głośno Doore.
  Dodoria był już prawie przy wyjściu, gdy usłyszał za sobą dialog.
  - Hej, a tak w ogóle to jak To się rozmnaża? - zapytał Sauza
  - Nie wiem może przez pocieranie tego czegoś, co ma na głowie - odparł Doore.
  - Ty patrz onanizuje się!! - krzyknął Neizu widząc Boneheada drapiącego się po głowie. Cała trójka wybuchła śmiechem. Dodoria miał dość. Zatrzymał się i odwrócił. Wyglądał jakby nabrał do buzi ogromne ilości powietrza.
  - Co grubasek będzie płakał? - spytał przez łzy Doore.
  Dodoria tylko uśmiechnął się i otworzył usta, a z jego paszczy pomknął duży strumień energii ki. Bonehead włożył w niego cała swoją siłę, a dysponując poziomem mocy w okolicach dwustu tysięcy stworzył naprawdę potężny promień. Chwilę później pałacem wstrząsnęła eksplozja.
 
  Kivi siedział w pokoju u swojego pracodawcy. Freezer czytał właśnie raport, jaki został mu przesłany z dowództwa coolantów. Książę, jak łatwo można było się domyśleć, był wściekły. Kończąc czytanie zmiażdżył cyfronotes. Kiviemu łezka zakręciła się w oku.
  "Nie znowu! Chyba pomyślę, żeby zacząć mu przynosić raporty w formie wydruku."
  Changeling wstał i zaczął chodzić po pokoju krzycząc:
  - "Proszę czekać na dalsze informacje, a kiedy przeprowadzimy rozpoznanie weźmiemy pod uwagę ewentualne odbicie pana podwładnego". Słyszałeś! Ewentualne! Taką pomoc mogą sobie wsadzić w dupę!
  - Przynajmniej wiemy co się z nim stało - próbował uspokoić swojego pana Kivi.
  - I co z tego! Zarbona tam zamęczą nim Coolanci łaskawie zgodzą się ruszyć swoje dupy! - irytował się Freezer. Chwilę później książę wziął głęboki wdech, uspokoił się i spytał się swojego podwładnego.
  - Ty się w tym wszystkim orientujesz, ile pieniędzy mam w kasie Xenomorf?
  - Niedużo, na wojsko jest przeznaczone tylko kilkadziesiąt milionów rocznie, które są w większości pochłaniane przez żołd, konserwacje sprzętu i zabudowań i tego typu sprawy.
  - A gdyby przenieść fundusze z innych projektów planety?
  - To wtedy byłoby o wiele więcej, ale chwileczkę, co pan zamierza?
  - Skoro nikt nie chce mi pomóc sam się wszystkim zajmę. Skompletuję flotę i ruszymy na Makyo.
  - Ale, panie! Co na to powie Imperator? Poza tym, to marnotrawstwo ludzi i środków. Zarbon prawdopodobnie już nie żyje, wysyłanie sił zbrojnych, aby odbijały trupa... aaa... - Kivi nie dokończył, ponieważ Freezer złapał go za gardło i uniósł w powietrze.
  - Jeszcze raz powiesz coś takiego, a nie dożyjesz następnego dnia. I nigdy, ale to nigdy nie kwestionuj moich rozkazów! Zrozumiałeś?
  - T... aaaaa...k - wycharczał fioletowy.
  - Nie przeszkadzam? - padło pytanie z ust Vami, która właśnie weszła do pokoju Freezera.
  Książę puścił swojego podwładnego, który ten z hukiem upadł na ziemię. Changeling rzucił jeszcze znaczące spojrzenie w stronę Kiviego. Ten bez chwili namysłu opuścił pomieszczenie.
  - Cześć - zaczęła Vami.
  - Nie nauczyli cię pukać? - odparł rozdrażniony Freezer.
  - Przepraszam, chciałam tylko...
  - Wybrałaś sobie niezbyt odpowiedni moment.
  - Słuchaj jak nie chcesz rozmawiać to powiedz, a nie wyżywasz się na mnie - powiedziała stanowczym głosem Vami.
  - Przepraszam. Mam niezbyt ciekawy miesiąc.
  - Nie przejmuj się. Musisz tylko bardziej zapanować nad emocjami.
  - Przyszłaś tu w jakimś konkretnym celu, czy chciałaś tylko porozmawiać.
  - Właściwie to mam do ciebie prośbę.
  - Tak?
  - Bo wiesz Cooler niedługo leci na front, a ja zawsze chciałam zobaczyć Xenomorf. Zabrałbyś mnie ze sobą?
  - Nie wiem, mam dużo na głowie. - Freezer mówiąc to przeżył swego rodzaju deja vu. Już kiedyś pewna osoba prosiła go o podobną rzecz. Wtedy odmówił.
  - Proszę.
  - Dobrze, ale nie od razu, mam tu jeszcze coś do załatwienia.
  - Dziękuje Freezer, jesteś super - ucieszyła się Vami, po czym całując księcia w policzek opuściła jego pokój. Changeling przez chwilę wyobraził ich sobie razem nagich w jednym łóżku.
  "O czym ty myślisz! Nie dość, że to żona twojego brata to masz teraz ważniejsze sprawy na głowie. Skup się, Freezer!" - powiedział do siebie w myślach zmiennokształtny.
  Jednak podobne myśli nie chciały odejść tak szybko dopiero, gdy wyobraził sobie, co może się dziać z Zarbonem jego myśli wróciły na pożądany tor. Nagle coś zatrzęsło pałacem.
  - Trzęsienie ziemi? Tutaj? - zaciekawił się Freezer.
 
  Dodoria obudził się w więzieniu. Przebywał w celi, naprzeciwko swoich dręczycieli. Oni także już byli przytomni i zajmowali się własnymi sprawami. Sauza próbował wyciągnąć głowę Neizu, która utknęła między barkami. Normalnie brązowy olbrzym mógł swobodnie chować i wystawiać głowę, ale gdy Dodoria go walnął, ta utknęła.
  Doore natomiast nastawiał sobie szczękę, która zaczęła się dziwnie kołysać po spotkaniu z pięścią różowego. Dodoria również nie wyszedł z całego spotkania beż szwanku. Cały pancerz został zniszczony, pozostały jedynie strzępki spodni. Dostał także w brzuch tak mocno, że ten bolał go przy każdym ruchu.
  Kilka chwil później Sauzie udało się wyciągnąć głowę Neizu. Olbrzym zaraz po oswobodzeniu swojego czerepu krzyknął głośno:
  - Powietrze!
  Nagle do pomieszczenia wbiegł Kivi i rzucił od wejścia:
  - Masz przerąbane!
  - Co? - spytał Dodoria.
  - Jak wychodziłem Freezer był wściekły jak nigdy. Jak się dowie, co żeś narobił chyba cię zamorduje. Dodoria przełknął głośno ślinę i zaczął się pocić.
  - Dodoria dostanie wpierdol! Dodoria dostanie wpierdol! - zaczął skandować Doore. Przerwał szybko, gdy usłyszał za sobą władcze "ekhm" Coolera. Zielony podobnie jak jego różowy kolega zaczął wydalać duże ilości wody przez skórę. Changeling podszedł do celi i spytał:
  - Może mi ktoś powiedzieć, na Kaioshina, co się stało?
  - No, bo widzi pan to wina tego spaślaka to on nas sprowokował. Ciągle świruje pawiana!
  Cooler odwracając wzrok w kierunku Dodorii ujrzał wiszącego na kracie osobnika próbującego przegryźć kraty. Różowy chciał dostać się do sąsiedniej klatki, ale okazało się, że jego dentysta wykonał fuszerkę, bo kilka zębów połamało się, gdy Bonehead mocniej zacisnął szczeki na metalowym pręcie.
  - Z nim to już się Freezer policzy - powiedział Cooler.
  Kilka chwil później po wpłaceniu kaucji trzej przyboczni byli już wolni. Sauza widząc nadal wiszącego na kracie Dodorię podszedł do niego i zapytał:
  - Chcesz banana? - Po czym wybuchnął histerycznym śmiechem. Niestety rechot nie trwał zbyt długo. Cooler trzepnął Monsturna otwarta dłonią w tym głowy tak mocny, że ten o mało nie wywinął orła. Pozostali dwaj przyboczni dyskretnie odsunęli się poza zasięg ramion swojego pana.
  - Idziemy, i nie myślcie sobie, że się wam upiekło - powiedział władczym tonem Cooler, po czym wraz ze swoim podwładnymi opuścił pomieszczenie. Dodoria chciał już wyśmiać Sauzę, ale widząc wchodzącego do sali Freezera wolał siedzieć cicho. Na szczęście dla niego, jego przełożony nie był już tak wściekły jak opisywał to Kivi. Ale nie wyglądał też na uradowanego musząc wyciągać swojego podwładnego z aresztu. Kaucja została wpłacona, a cela otwarta. Dodoria teraz czekał na swoją egzekucję. Freezer zmierzył swojego podwładnego wzrokiem.
  - Nie ukarzę cię za to - zaczął Changeling. Dodoria słysząc te słowa dostał wytrzeszczu oczu.
  - Zamiast tego rzucę cię Ginyu "na pożarcie", on ma w tym więcej doświadczenia.
  Różowemu opadły ręce.
  - To już chyba wolałbym umrzeć - dodał pod nosem.
  - Uważaj czego sobie życzysz, bo to się może spełnić - dodał Freezer, po czym wraz ze swoimi przybocznymi opuścił areszt.
 
  Leau i Zerd otrzymali rozkazy aby kontynuować poszukiwania. Ustalenie aktualnego położenia Makyo zabrało im sporo czasu, ponieważ planeta była w ciągłym ruchu i z jakichś niewiadomych powodów żadne sensory nie były wstanie jej zlokalizować. Zerd zaczynał już wątpić, czy w ogóle uda mu się odnaleźć ojca. Na szczęście dla nich, piraci urządzali właśnie targi, aby sprzedać łupy, więc w całym świecie podziemia, aż wrzało. Makyo zatrzymała się na rubieżach Imperium i od razu stała się galaktycznym centrum czarnego rynku.
  Dwaj coolanci lecieli tam w swoim nowym statku. Był to przestarzały transportowiec zbudowany zapewne jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Jednak musieli takiego użyć, ponieważ ich Ebon śmierdział Imperium na kilometr. Nawet gdyby Makyo nie rozpoznaliby konstrukcji typowej dla firm imperialnych, to na pewno zrobiliby to handlarze, którzy się tam zebrali.
  Na czarnym rynku sprzedawano dosłownie wszystko. Zaczynając od niewolników, poprzez statki kosmiczne, a na wykradzionych technologiach kończąc. Oczywiście wszystkie te rzeczy odbywały się nielegalnie. Zwłaszcza handel żywym towarem, ponieważ niewolnictwo było w Imperium oficjalnie zakazane.
  Leau obmyślił plan, który miał zapewnić powodzenie misji. Sam przebrał się za drobnego handlarza niewolników, a Zerd grał rolę dezertera złapanego przez pół-Sajana. Dzięki temu Leau miał otrzymać możliwość swobodnego poruszania się po planecie. Zerd natomiast dostał zadanie infiltracji miejsca gdzie przetrzymują więźniów oraz oswobodzenia swojego ojca. Ich statek wszedł atmosferę planety. Przynajmniej tak się wydawało pół-Sajanowi, bo jak inaczej nazwać poświatę okalającą cała planetę? Według przestarzałych sensorów statku był to rodzaj jakiejś energii.
  Pojazd coolantów wylądował w miejscu wyznaczonym przez Makyo. Było to wielkie lądowisko. Znajdowało się tu wiele najróżniejszych statków, zaczynając od małych ścigaczy, a na wielkich frachtowcach kończąc. Na płycie przebywała ogromna liczba ludzi. Jedni wyładowywali towar, drudzy doglądali statków, a jeszcze inni po prostu rozmawiali.
  Leau związał ręce Zerda liną, zostawiając sporo wolnego sznurka i tworząc w ten sposób swoistą smycz. Pół-Sajan był ubrany w czarne spodnie brązową kurtkę oraz ciężkie buciory. Na twarzy miał zawieszoną opaskę na oko. Natomiast Zerd nosił zniszczony pancerz i podarte spodnie. Na jego ciele było wiele siniaków. Kilka dni wcześniej Leau zafundował mu ostry "trening" tłumacząc, że "będzie lepiej, jeśli będzie to wyglądało tak jakbyś stawiał opór przy łapaniu cię". Monsturn nie był co do tego do końca przekonany, ale rozkaz to rozkaz.
  Leau przerzucił sobie mały worek przez ramię i ciągnąc za sobą Zerda wyszedł na płytę lądowiska. Coolanci doszli do punktu, gdzie stało kilkunastu strażników Makyo. Z tego, co mówił zaczepiony wcześniej przemytnik trzeba było właśnie im zgłosić wszystkie przywiezione ze sobą towary. Leau i Zerd podeszli do grupki Makyo. Monsturn nie mógł uwierzyć, że wszyscy należą do tej samej rasy. Każdy z nich był zupełnie inny. Zerdowi przyszło nawet na myśl, że jest to zbieranina wyrzutków z całej galaktyki, którzy po prostu przyjęli wspólną nazwę.
  - Jeśli chcesz sprzedać niewolnika musisz poczekać na aukcję. My bierzemy ich na przechowanie. Oczywiście za niewielką opłata, a na aukcji od każdego sprzedanego niewolnika bierzemy 10% pasi? - zaczął jeden z Makyo.
  - Pasi - odparł krótko Leau.
  Pół-Sajan wpłacił odpowiednią kwotę i przekazał swojego "niewolnika" strażnikom. Sam udał się do miasta, jeśli tak można nazwać zbiór wyciosanych w kamieniu budowli, aby zasięgnąć języka.
  Dwójka strażników zaprowadziła Zerda do lochów znajdujących się pod miastem. Przez głowę Zerda przebiegła myśl, aby zaatakować, gdy tylko wejdą na teren więzienia, ale widząc ilość przeciwników, jakich musiałby pokonać, zrezygnował. Na pewno zbiegliby się też inni Makyo z powierzchni i dotarcie do statku byłoby niemożliwe. Monsturn doszedł do wniosku, że będzie musiał uwolnić swojego ojca po cichu.
  Spokojnie dał się zaprowadzić do celi, która była właściwie kamienna grotą z metalowymi drzwiami. Na ścianie wisiała para kajdan. Zerd patrząc na okowy uznał, że są za małe i na pewno nie uda im się go skuć. Jednak w jakiś dziwny sposób kajdany same dopasowały się do grubości nadgarstków Zerda. Chwilę później Zerd został sam.
  - Kajdany, zwykłe czy nie, nie zatrzymają mnie tutaj - powiedział do siebie coolant, po czym z całej siły spróbował wyrwać łańcuchy ze ściany. Nagle kajdany otoczyła złota poświata i Zerd poczuł się bardzo dziwnie. Cała jego wola walki prysła. Było to jednak chwilowe i nie minął moment, a Monsturn spróbował po raz kolejny. Sytuacja powtórzyła się. Zerd próbował jeszcze kilkanaście razy, ale i to nie przyniosło efektu. Poddał się. Zaczął myśleć, w jaki inny sposób mógłby się uwolnić. Przypomniało mu się, że kajdany dopasowały się do jego rąk i dzięki temu wpadł na pewien pomysł. Skupił się i przeszedł w Druga formę. Okowy tak jak przewidywał rozciągnęły się. Teraz nadszedł czas na drugą cześć planu. Momentalnie wrócił do swojej poprzedniej o formy i spróbował się wyszarpnąć. Przeliczył się. Kajdany nadal były zaciśnięte na jego nadgarstkach. Magia, która nie pozwalała mu się uwolnić była na tyle silna, że udaremniała wszelkie jego starania. Zerd zaczął powoli tracić nadzieję na to, że w ogóle uda mu się coś zdziałać.
 
  Statek Freezera po dość długiej podróży wylądował na Xenomorf. Winter chciała go powitać, ale gdy spostrzegła, że książę jest już w damskim towarzystwie, odeszła, czując się zdradzona.
  Changeling już od jakiegoś czasu nie słuchał swojej towarzyszki. Wpadł w rutynę i cokolwiek powiedziała Vami, on tylko przytakiwał. Jego myśli błądziły w okolicy spraw, jakie miał do załatwienia. Zmiennokształtna zauważyła, co się dzieje i powiedziała:
  - Jeśli mnie nie słuchasz i jesteś totalnym idiotą powiedz "taaa".
  - Taaa - odparł Freezer. Vami tylko westchnęła, po czym uderzyła swojego towarzysza łokciem w brzuch.
  - Ejjj, co ty robisz!? - zapytał z wyrzutem wyrwany z transu Freezer.
  - Nie słuchałeś, więc postanowiłam zwrócić na siebie uwagę - odparła stanowczo Vami.
  - Wybacz zamyśliłem się. Słuchaj zaprowadzę cię do moich kwater, sam załatwię kilka spraw, a jak skończę oprowadzę cię po planecie. Zgoda?
  - Zgoda - odparła Changelinka.
  Kilkanaście minut później Freezer siedział już w swoim gabinecie. Obok niego trwał Kivi wstukując do cyfronotesu rozkazy swojego przełożonego. Nie zajęło mu to strasznie długo, ale pisząc je Chinwiskers myślał, że to zwykłe wyrzucanie pieniędzy w błoto. Wynajmowanie najemników, natychmiastowy zakup okrętów, pobór wśród ludności cywilnej, zwiększenie żołdu. I po co to wszystko? Aby ratować jednego ambasadora, który najprawdopodobniej już nie żyje, nawet jeśli był przyjacielem księcia.
  Kivi nie był jednak samobójcą, nie miał zamiaru wyrażać swych opinii w obecności księcia. Freezer stawał się ostatnio bardzo nerwowy, kiedy wspominano o Zarbonie i jedyną rzeczą, jaka go uspakajała była obecność księżnej Vami. Chinwiskers doszedł do wniosku, że zachowa te informacje dla siebie, a nuż będzie mógł je kiedyś wykorzystać.
  Przynajmniej upiekło mu się z Ginyu. Freezer go potrzebował, więc zmienił decyzję pułkownika. Dodoria jednak nie miał już tyle szczęścia. Kilka chwil później Changeling skończył dyktować rozkazy i odprawił swojego podwładnego.
  Zaraz po wyjściu z gabinetu księcia, Kivi przejrzał jeszcze raz rozkazy. Wiedział, że tutaj nie obejdzie się bez łapówek, malwersacji, zastraszania czy innych tego typu przekrętów. Nie, żeby nie potrafił, ale w tym wypadku nie podobało mu się to, bo nie widział w tym zysku dla siebie. Po chwili doszedł jednak do wniosku, że w razie, czego i tak cała wina spadnie na Freezera, więc uznał, że lepiej niech na razie racja księcia będzie na wierzchu.
 
  Piraci, handlarze niewolników, przemytnicy, łowcy głów, najemnicy, złodzieje i mordercy. Leau udało się wmieszać w "towarzystwo". Podał się za drobnego handlarza i bardzo dobrze odgrywał swą rolę. To głównie za sprawą tego, że jeszcze przed wojną długo zajmował się zwalczaniem tych typków w ramach szkolenia coolantów. Pół-Sajan miał tylko nadzieję, że nie natknie się tutaj na jakiegoś "starego przyjaciela", który mógłby go zdekonspirować.
  - Teraz będzie jak za starych dobrych czasów - powiedział stary Changeling, którego twarz znaczyło wiele głębokich zmarszczek, rogi były matowe, a "ochraniacz" stracił swój połysk. Leau postawił mu kolejkę i zmiennokształtny uznał go za swojego.
  - Co masz na myśli? - spytał coolant.
  - Teraz, kiedy Makyo wrócili, piractwo znów zakwitnie. Ty młody nie możesz tego pamiętać, ale kilkaset lat temu Makyo byli nieformalną stolicą całej pirackiej braci. Gdy tylko Makyo organizowali targi, ściągały tu szuje z całej galaktyki ze swoimi łupami. Jedni chcieli je sprzedać, inni wymienić, a jeszcze inni chcieli się po prostu pochwalić. Makyo jest ruchoma i to też jest jej plus, bo Imperium miało problemy z jej namierzeniem, a na wszystkie "stałe targi" wpadali jacyś żołnierze i rozpędzali hołotę na cztery strony wszechświata. Często też Makyo organizowali wielkie akcje, w których każdy chciał wziąć udział. Jednak nasi podróżnicy stali się zbyt pazerni i w końcu Imperium musiało się ruszyć. Makyo zostali przepędzeni, a piracka flota rozbita.
  - Mów dalej - powiedział Leau dając znak barmanowi, aby napełnił naczynie zmiennokształtnego.
  - No cóż niewiele już tego nie zostało. Mogę ci jeszcze powiedzieć, że podczas tamtej bitwy zginął król Makyo, a władzę przejął jego syn - powiedział opróżniając szklankę.
  Następnie spojrzał na Leau w nadziei, że ten postawi mu jeszcze jedną kolejkę. Coolant bez wahania zapłacił za kolejna szklanicę grogu.
  - Co możesz mi powiedzieć o handlarzach? Chciałbym wiedzieć coś o konkurencji - zaczął Leau.
  - To że najbogatszy z nich to Gogor. Stary Bonehead. Podobno przywiózł ze sobą aż siedemset zdobyczy.
  - Wiesz przypadkiem gdzie dokładnie trzymają wszystkich niewolników.
  - A, co chcesz coś komuś podprowadzić towar? Zresztą to nie moja sprawa, co chcesz robić. Trzymają ich pod miastem. Wejście jest niedaleko głównego placu. A jak postawisz mi jeszcze jednego to mogę ci powiedzieć coś, co ci się przyda.
  Leau po raz kolejny zapłacił podatek od pijaństwa. Na twarzy Changelinga pojawił się grymas zadowolenia i gdy tylko wypił ognistą wodę powiedział:
  - Wachty zmieniają się tam, co godzinę. Przez kilka minut wejście jest nie pilnowane, wtedy możesz wejść do lochów, ale uważaj tam też kręci się kilka patroli.
  - Skąd ty to wszystko wiesz?
  - Swego czasu byłem jednym z głównych współpracowników króla Makyo. I mimo, że to było dawno, mało się tu zmieniło - powiedział z pewnym sentymentem w głosie zmiennokształtny. Leau wierzył swojemu rozmówcy na słowo. Wiedział, kiedy ktoś kłamał, więc jego informator mówił prawdę albo był naprawdę świetnym kłamcą. Coolantowi pierwsza możliwość wydawała się bardziej prawdopodobna. Chciał już odejść, gdy zauważył przechodzącą grupkę Cesarskich.
  - A co oni tu robią? - Leau zadał pytanie swojemu rozmówcy.
  - Z tego, co słyszałem zawarli jakiś układ z obecnym królem. Mają wymieniać więźniów czy coś w tym stylu.
  - Wielkie dzięki - powiedział Leau, stawiając jeszcze jedną kolejkę Changelingowi. Coolant zdecydował, że dobrze byłoby wiedzieć, o co chodzi Cesarskim, więc zaczął ich śledzić. Doprowadziło go to do wejścia do lochów, gdzie stracił swój cel z oczu.
  "Ta misja staje się coraz ciekawsza" - pomyślał.
 
  Zerd poddał się. Każdy jego pomysł na uwolnienie się był niweczony przez te cholerne kajdany. Na jego ustach zagościł jednak uśmiech, gdy wyobraził sobie komentarz Dytera. "Gdyby takie kajdany opatentować, można by zarobić majątek sprzedając policji."
  Monsturn śmiał jeszcze chwilę z tego, gdy poczucie bezsilności powróciło do niego z siła kosmicznej burzy.
  "Kurwa!" - krzyknął głośno, po czym z całą swoją złością kopnął ścianę. Usłyszał za sobą odgłos kamieni uderzających o posadzkę. Ze zdziwieniem obejrzał się za siebie. W ścianie była sporych rozmiarów dziura. Zerd momentalnie wpadł na pewien pomysł. Może i nie uda mu się oddzielić łańcuchów od ściany, ale ścianę od łańcuchów tak. Jak pomyślał tak zrobił. Kopiąc z całej siły udało mu się odkuć kawałek muru, do którego były przymocowane okowy. Kajdany oddzielone od ściany straciły swój złoty blask i rozsypały się kawałki.
  - Hej, co tam się dzieje!? - zza drzwi dobiegł głos strażnika. Zerd stanął w kącie, a gdy Makyo wtargnął, uderzył go z całej siły w kark uprzednio podniesionym kamieniem. Strażnik, który mimo ciosu trzymał się jeszcze na nogach chciał już wołać o pomoc, ale kilka kolejnych uderzeń ze strony więźnia szybko wybiło mu ten pomysł z głowy. Zerd, po uporaniu się przeciwnikiem wziął jego klucze i zaczął poszukiwania swojego ojca. Szedł powoli, uważając by nie natknąć na kolejnych strażników. Zaglądał do każdej celi osobno, ale w żadnej nie było poszukiwanej osoby. Było mu żal, że nie może pomóc innym więźniom. Wiedział jednak, że gdyby ich wypuścił zrobiłoby się takie zamieszanie, że zbiegliby się wszyscy Makyo z planety.
  W końcu udało mu się. Zerd stał przed celą, w której znajdował się jego ojciec. Przez chwilę się wahał. Jednak zebrał się w sobie i zdecydowanym ruchem przekręcił klucz w drzwiach. Gdy wchodził do celi jego ojciec zaczął krzyczeć:
  - Nie, przestańcie już wszystko wam powiedziałem! Nie wiem nic więcej!
  Zerd podbiegł do Zarbona i kładąc mu ręce na ramionach powiedział:
  - Tato uspokój się to ja, Zerd.
  - Zerd? Nie, nie, to nie możesz być ty. To sztuczka, tak, sztuczka!
  Młody Monsturn spojrzał na swojego ojca. Ciało Zarbona było naznaczone wieloma śladami straszliwych tortur. Pod zielonymi, spływającymi na twarz włosami znajdowała się twarz wyrażająca ogromny ból i umęczenie.
  - Tato! Spójrz na mnie to naprawdę ja.
  Zarbon uniósł głowę i spojrzał na syna.
  - Zerd! To ty... ale nie, bo co on by robił w takim miejscu to iluzja tak iluzja. Odejdź, zjawo, nie chcę widzieć!
  Coolant zdał sobie sprawę, że tortury, jakie przeszedł jego ojciec musiały odcisnąć swoje piętno nie tylko na ciele, ale i na psychice. Zerd zaczął uwalniać swojego ojca, gdy ten jęknął z bólu i zemdlał. Monsturn miał mieszane uczucia. Z jednej strony martwił się utratą przytomności swojego ojca, a z drugiej za nią dziękował, ponieważ łatwiej będzie go wynieść, gdy ten nie będzie stawiał oporu. Zerd wziął Zarbona na plecy, po czym ostrożnie skierował się w stronę wyjścia.
 
  Leau dotarł w okolice wiezienia. Niestety przy wejściu nadal stali strażnicy. Coolant przeklął swojego informatora. Liczył na "piracką lojalność", która objawiała się tym, że za odpowiednie pieniądze każdy korsarz byłby gotów zabić własną matkę. Najwyraźniej się przeliczył i Changeling go wystawił.
  Coolant jednak mylił się w ocenie starego pirata. Strażnicy odeszli jak tylko usłyszeli od swoich zmienników, że w dyżurce mają świeże piwo. Co ciekawe, druga zmiana chyba też nie miała ochoty marznąć na zewnątrz i wróciła do strażnicy. Pół-Sajan nie widział jeszcze, aby ktoś tak szybko biegł napić się piwa, ale to nie było teraz jego zmartwieniem. Miał chwilę, aby dostać się do katakumb i ją wykorzystał. Nie trwało długo zanim spostrzegł Zerda szukającego bezpiecznego wyjścia.
  - Zerd, chodź tutaj! - syknął Leau.
  Monsturn z ambasadorem na plecach podszedł do Coolanta. Widać było, że Zarbon zaczyna mu ciążyć.
  - Musimy jak najszybciej zanieść go do jakiegoś lekarza, albo umrze - mówił roztrzęsiony Zerd.
  - Najpierw musimy się stad wydostać. Masz, załóż mu to i się przebierz - powiedział Leau wyciągając z torby kolejno czarną płachtę i ubranie dla Zerda.
  - Będziemy udawać, że niesiemy spitego kumpla. Przy odrobinie szczęścia nikt się nie zainteresuje - kontynuował Leau. Zerd szybko wykonał polecenie i kilka chwil później cała trójka znajdowała się przed wyjściem.
  - Czekaj, sprawdzę czy teren jest czysty - powiedział pół-Sajan, po czym trzymając się ściany wyjrzał na powierzchnię. Upewniwszy się, że strażnicy jeszcze nie wrócili dał znak swojemu podwładnemu, aby się ruszył.
  Po opuszczeniu więzienia przemieszczali się dość wolno, aby nie wzbudzić podejrzeń. Wydawało się, że wszyscy uwierzyli w ich mała scenkę, ponieważ gdy szli przez miasto często słyszeli teksty typu: "trzymajcie go jak będzie rzygał". Zerd odetchnął z ulgą, kiedy znaleźli się przy swoim statku. Wszystko szło jak po maśle. Do czasu. Zaraz, po tym jak weszli na statek, w mieście rozległ się alarm.
  - Teraz to mogą nas pocałować w dupę - powiedział tryumfalnie Leau, po czym uruchomił silnik. Statek oderwał się od ziemi zanim strażnicy zdążyli zareagować.
  - Udało się! - krzyknął Zerd. W tym właśnie momencie statek otoczyła złota aura i pojazd szybko zaczął tracić szybkość i wysokość.
  - Co się dzieje!? - wrzasnął z przerażeniem w głosie Monsturn.
  - Kurwa. Coś nas ściąga w dół. Silniki się przegrzewają! - odparł równie zdezorientowany Leau. Zerd, gdy tylko to usłyszał zdał sobie sprawę, że aura, która otoczyła statek była tą samą poświatą uniemożliwiającą wydostanie się z celi.
  - To ta aura! Musimy wydostać się z jej wpływu! - krzyknął Zerd. Leau spojrzał na swojego podwładnego ze zdziwieniem na twarzy, jakby nie był w stanie uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
  - Dobra! Trzymaj się będzie ostro! - odparł Leau, po czym zmienił kierunek lotu. Statek zamiast lecieć w górę i opierać się aurze, poddał się jej. Pojazd z pełną mocą silników zaczął pikować w dół. Złota poświata nie była w stanie nadążyć, ale całkowicie opuściła statek, dopiero gdy ten był już niebezpiecznie blisko ziemi. Leau z cała swoją siła pociągnął ster do siebie, aby poderwać nos maszyny. Pojazd otarł się o ziemię, ale powoli zaczął nabierać wysokości, zbyt powoli. Podczas unoszenia się statek Leau i Zerda uderzył w jedną z wysuniętych części okrętu stojącego w dokach. Kolizja rozdarła poszycie i wprawiła, iż środek transportu coolantów zaczął wirować. Leau całkowicie stracił panowanie nad sterem. Statek uderzył w ziemię kilkaset metrów dalej tworząc sporej długości rów.
  - Żyjesz? - spytał Leau, którego siła uderzenia wyrzuciła z fotela i teraz leżał na pulpicie.
  - T... tak - odparł z bólem w głosie Zerd.
  - Musimy się stad wydostać i zdobyć inny statek. Odepnij ambasadora - rozkazał. W czasie, gdy Zerd zajmował się swoim ojcem, Leau otworzył drzwi u wstukał jakaś komendę do komputera. Po opuszczeniu statku zorientowali się, że są okrążeni przez Makyo.
  - Dziesięć... dziewięć... słuchaj Zerd na mój znak biegniesz na lądowisko i kradniesz jakiś statek... sześć... pięć...
  - Ale ja nie jestem pilotem.
  - Cztery... widziałeś jak ja to robię poradzisz sobie, przygotuj się.
  - Poddajcie się albo zginiecie! - krzyknął jeden z Makyo.
  - Dwa... jeden... teraz! Z dachu statku wysunęło się małe działko, które wystrzeliło w powietrze srebrną kule energii. Wszyscy zgromadzeni Makyo odskoczyli kilka metrów myśląc, że jest to jakiegoś rodzaju bomba.
 
  Leau nie podobało się, że musiał wykorzystać moździerz księżycowy. Nienawidził swojej sajańskiej natury. Nie podobało mu się również to, że Zerd ma skombinować środek transportu, ale nie miał innego wyjścia, ponieważ nazwanie sytuacji krytyczną byłoby eufemizmem. Na szczęście Makyo nie znali się na Sajanach i w chwili, gdy moździerz wystrzelił większość z nich się rozbiegła. Zanim zorientowali się, że to nie jest broń było już za późno. Leau stał się dwa razy większy, a jego ciało porosła gęsta, brązowa sierść. Jedynie twarz, mały kawałek klatki piersiowej i dłonie pozostały gołe. Włosy stały się bardziej bujne, a oczy zmieniły kolor z czarnego na złoty. Leau przybrał formę określaną przez Sajan mianem chibi-oozaru. Wydał z siebie wściekły ryk, po czym ruszył do ataku. Jego szybkość, co prawda zmalała, ale za to siła i odporność były nieporównywalnie większe. Makyo ogarnięci szokiem, który wywołała transformacja pół-Sajana nie byli w stanie się zorganizować, co umożliwiło Leau staranowanie grupki kilkunastu strażników. Śmierć poniosła większość z nich. W tym momencie wszyscy Makyo otrzeźwieli i ruszyli na wroga.
 
  W chwili gdy moździerz wypalił, Zerd ze swoim ojcem na plecach, ruszył naprzód. Przez głowę przeszła mu myśl, aby polecieć, ale gdy przypomniał sobie, co się stało z ich statkiem i zrezygnował. Na szczęście dla niego, Makyo powodowani strachem rozproszyli się, dzięki czemu mógł bez problemu wydostać się z okrążenia. Teraz najbardziej martwiły go dwie rzeczy. Fakt, że jego ojciec pozostawał nieprzytomny, a także to, iż będzie musiał ukraść i opanować jakiś statek w zaledwie kilka minut.
  Jego rozmyślania, jak i bieg zostały przerwane przez potężny cios w plecy, który posłał dwójkę Monsturnów dobre kilka metrów naprzód. Zerd odwinął się w powietrzu i strzelił strumieniem ki w miejsce gdzie spodziewał się napastnika.
  Instynkt go nie zawiódł. Energia uderzyła w napastnika, któremu udało się odbić promień, ale nie bez uszczerbku na zdrowiu. Jego ręce zostały dotkliwie poparzone, a cześć ubrania spalona. Zerd spojrzał na swojego przeciwnika. Miał krótko przycięte białe włosy i ciemnoniebieską skórę. Jego biały strój, po ataku coolanta poczerniał.
  Przeciwnicy rzucili okiem w stronę nieprzytomnego Zarbona, po czym ich oczy się spotkały w pełnym nienawiści spojrzeniu. Jednocześnie ruszyli w stronę ambasadora. W chwili, gdy Makyo był już zaledwie kilka centymetrów od celu, Zerd staranował go barkiem.
  Poszybowali kawałek, po czym uderzyli w podłoże, które pod ich ciężarem się zawaliło. Wpadli do jakiegoś rodzaju ścieku. Zerd szybko stanął na równe nogi, ale nigdzie nie widział swojego przeciwnika. Rozglądał się nerwowo nie chcąc, aby Makyo go zaskoczył.
  Białowłosy wynurzył tuż za coolantem, trzymając w dłoniach dwie długie szable. Zerd cudem uniknął podwójnego cięcia wycelowanego w jego kark. Przeturlał się w wodzie na bezpieczną odległość, po czym wystrzelił kulę energii w kierunku przeciwnika. Makyo błyskawicznym cięciem rozdzielił pocisk na dwie mniejsze części, które po uderzeniu w podłoże wywołały wodne eksplozje.
  - Kompu, kompu, chlastu, chlastu, nie mam rączek jedenastu mam za to dwie szabelki małe do siekania doskonałe - powiedział z demonicznym uśmiechem ciemnoniebieski Makyo, po czym ruszył do ataku.
  Coolant uniknął pierwszego ataku wyskakując w powietrze, po czym błyskawicznie wyprowadził kopnięcie na ręce przeciwnika. Uderzenie w poparzoną kończynę sprawiło szermierzowi taki ból, że upuścił jedną ze swoich szabli. Zerd zdążył podnieść oręż na tyle szybko, aby zablokować kolejny atak przeciwnika. Od zderzenia broni powstały iskry, a po okolicy rozległ się huk uderzających o siebie kawałków metalu.
  Zwarcie trwało jeszcze kilka sekund, po czym obaj przeciwnicy cofnęli się na bezpieczną odległość. Lustrowali siebie wzrokiem szukając słabego punktu przeciwnika. Makyo bez problemu dostrzegł, że Coolant nie miał doświadczenia z tego typu orężem. Jego postawa była godna pożałowania, a szablę trzymał niepewnie.
  Białowłosy przystąpił do natarcia. Wyprowadził trzy cięcia, jedno na głowę i dwa na korpus. Zerd z wielką trudnością parował kolejne uderzenia. Makyo widząc, że jego przeciwnik przeszedł do defensywy uderzył szablą z całej siły. Zerd, co prawda uniknął przecięcia na pół, ale cios wybił mu broń z rąk.
  Monsturn uskoczył przed ostatecznym atakiem rzucając się pod nogi napastnika. Niestety, Makyo szybko zareagował, kopiąc Zerda z całej siły w brzuch i posyłając go w ten sposób z dużą szybkością na jedną z okolicznych ścian. Coolant, ignorując ból, szybko się podniósł i zaczął tworzyć oburącz sporą kulę energii. Białowłosy uśmiechnął się tylko i przygotował się do zniszczenia pocisku swoją szablą. Monsturn skondensował ogromną ilość ki, po czym rzucił w nią we wroga.
  Pocisk mknął z zawrotną szybkością, aby uśmiercić Makyo, ale w ostatniej chwili zmienił kierunek. Umknął przed orężem białowłosego i uderzył w strop. Momentalnie na szermierza spadła góra kamieni. Nie zdążył nawet zareagować, gdy został zmiażdżony przez walący się strop. Wokół gruzowiska woda została zabarwiona na ciemnoniebiesko przez krew ofiary. Zerd podszedł do sterty kamieni:
  - Srututu pęczek drutu - powiedział z tryumfem, po czym powoli wzbił się w powietrze.
 
  Leau nie radził sobie tak dobrze jak jego podwładny. Pierwszy szok wywołany jego przemianą już dawno minął i Makyo atakowali coraz bardziej zażarcie. Najbardziej zdziwiło go to, że jego przeciwnicy potrafili ze swojego ciała tworzyć oręż i tak narośle na rękach stały się mieczami lub szablami. Na szczęście przed wieloma cieciami chroniła go gruba skóra chibi oozaru. Do czasu jednak, ponieważ ataki stawały się coraz silniejsze i celniejsze.
  Leau jednym kopnięciem posłał na ziemię trzech atakujących go szermierzy. Wyskoczył w powietrze i wylądował na dwóch kolejnych, zbliżając ich z planetą. Szybko zorientował się, że kilku innych chcę go zajść od tyłu i w porę uchylił się przed atakami. Zmiótł całą grupę swoją potężną ręką tylko po to, aby oberwać kafarem w tył głowy.
  "Młot? To coś nowego" - pomyślał, gdy tylko znikły mu mroczki sprzed oczu.
  Zdążył kopnąć napastnika w szczękę zanim ten zadał kolejny cios swoją bronią. "Młotkowy" jak nazwał go w myślach pół-Sajan okazał się być twardym przeciwnikiem. Szybko zreflektował się po uderzeniu i zamachnął się na Coolanta trafiając go jedynie w podstawę ogona. Dla Leau miało to jednak opłakane skutki. Wydał z siebie ryk bólu, po czym pozbawiony siły upadł na ziemię. Makyo, zdziwiony rozwojem sytuacji na chwilę się zatrzymał. Wystarczyło to Leau, aby zebrał resztki energii i po raz kolejny kopnął "młotkowego". Trafił nogą w kafar, który z ogromną szybkością uderzył napastnika w głowę roztrzaskując mu czaszkę. Pół-Sajan wiedział, że kolejni przeciwnicy już do niego biegną, a on miał ledwo dość siły, aby się podnieść.
  - Kurwa - skomentował sytuację.
  W ostatnim akcie desperacji udało mu się złapać za ręce szarżującego szermierza i razem z nim przewrócić się na ziemię. Kolejne ciosy przyszły szybciej niż się spodziewał. Nie były to jednak cięcia szablami, a w większości kopnięcia. Zaskoczyło to coolanta, który był już pewny swojej śmierci. Na pewno zastanowiłby się nad sytuacją gdyby kopniaki nie pozbawiły go przytomności.
 
  Zerd jak tylko wyleciał na powierzchnię zobaczył, że walka dobiegła już końca, a jego ojciec i dowódca byli teraz przetrzymywani przez Makyo. Chwilę później dobiegł go donośny głos:
  - Poddaj się, nie masz szans!
  Coolant spojrzał w kierunku źródła dźwięku. Był nim łysy przedstawiciel rasy Makyo o brązowej skórze i czerwonych oczach. Najwyraźniej dowódca tej zgrai szumowin.
  - Poddaj się, albo zginiesz! - powtórzył żądanie brązowy. Zerd nie widząc innego wyjścia z sytuacji potulnie opadł na ziemię i pozwolił się odeskortować z powrotem do celi.


-> Rozdział pierwszy <- | Rozdział dziewiąty <- | -> Rozdział jedenasty

Autor: Tytus




Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie jakichkolwiek materiałów należących do tego serwisu bez wiedzy i zgody ich autorów jest zabronione.
Wykorzystanie nazewnictwa i elementów mangi/anime Dragon Ball/Dragon Ball Z/Dragon Ball GT lub innych tytułów nie ma na celu naruszania jakichkolwiek praw z nimi związanych.